BLOG

DLACZEGO NIE MOŻESZ ODEJŚĆ I JAK TO ZROBIĆ SKUTECZNIE

Kiedy zaczynamy myśleć o rozstaniu to najczęściej znaczy, że nazbierało się w nas za dużo zranień albo rozczarowań. Bilans cierpienia do satysfakcji wychodzi ujemny, a to rodzi obawy o przyszłość, która jest naturalną, instynktowną, wręcz odruchową reakcją troski o swój los. Rozstanie jest zadbaniem o siebie i stworzeniem sobie szansy na nowy, lepszy, bardziej spełniający związek. Szansa na coś lepszego w naszej głowie. 

Co jednak jeśli pomimo świadomości cierpienia oraz braku zadowolenia w związku nie odchodzimy? Tkwimy i czekamy nie wiadomo na co? Co nas trzyma? Co nie pozwala zamknąć rozdziału i iść przed siebie? 

Jest wiele teorii i filozofii, które mogą to tłumaczyć, ale mnie interesują konkretne mechanizmy. A szczególnie spośród wszystkich ten atawistyczny. On najczęściej udziela mi najwięcej odpowiedzi z wielu poziomów jednocześnie. Jest fundamentem zachowań u każdego z nas. Jest logiczny i otwiera oczy. Nie ma możliwości przy nim oszukać się, coś naciągnąć. ujawnia prawdę najbardziej obiektywną. Opowiem Ci o nim. To na tej wiedzy oparta jest Metoda Ok, może tak być!© dzięki której codziennie pomagam komuś przejść rozstania lub postanowić o rozstaniu i uwolnić się z toksycznego związku. 

Opiszę dwa najczęściej występujące scenariusze, w których najmocniej przejawia się mechanizm nas interesujący. 

 

PIERWSZY – iluzja źródła

Jeśli coś spełnia Twoje potrzeby to trwasz przy tym. Jeśli w końcu trafiłeś na źródło wody to trwasz przy nim. Jeśli miałbyś odejść to systemy obronne wariują i wręcz sugerują Ci szaleństwo. „Chyba zwariowałeś, że chcesz odejść” słyszysz w głowie!  Jak możesz odejść od źródła wody? Przecież nie wiesz kiedy znajdziesz następne i czy w ogóle znajdziesz. Nie wolno Ci. Skoro już coś masz to znaczy, że trzeba przy tym trwać. Tak działa organizm atawistycznie. Trzyma się korzyści. Będzie chciał pozostać przy źródle wody nawet jeśli piją z niego też krokodyle…

Teraz zapytasz mnie: „No dobra, ale ja tak naprawdę nie mam wcale takich korzyści z tej osoby ani emocjonalnych, ani materialnych, a trudno mi się rozstać. Wcale nie ma tak wiele tej wody źródlanej. I co teraz panie mądralo? Jak mam to rozumieć?” 

Już odpowiadam. Nieważne czy trafiłeś na realne źródło czy masz tylko wyobrażenie o tym, że to źródło istnieje. Twój organizm pragnie go i zrobi dużo, aby przy nim pozostać. Nieważne czy trafiłeś na człowieka, który spełnia Twoje potrzeby chwilowo, od czasu do czasu, czy wierzyłeś w to, że kiedyś je spełni. Często nie jesteśmy z ludźmi lecz z ich wyobrażeniami. Znaleźliśmy kogoś kto według nas ma potencjał, ale potencjał to nie realny człowiek. Najprościej rzecz ujmując okłamujemy się i to srogo.

Ile razy to słyszałem od klientów jak wspaniały człowiek z jego partnera, jak dobry, jak wspierający, jak idealny wręcz, a jak zapytałem o fakty to nagle czar prysł. Budziło się przerażenie na twarzy tej osoby i łzy. Tak uruchamia się bowiem zrozumienie tego kim realnie jest ta druga osoba w porównaniu do marketingu jakim żyjemy na jej temat, który zresztą sami tworzymy, aby wyprzeć jak bardzo nie pasuje nam wiele rzeczy, a szczególnie jeśli te rzeczy skłaniają nas do myśli o odejściu. Świetnie siebie okłamujemy aby pozostać przy iluzyjnym źródełku. Wmawiamy to sobie, innym. Czujemy w środku przy tym straszny wstyd, od którego też odwracamy głowę.

Nie wiesz jak to jest? Lepiej mieć wróbla w garści niż gołębia na dachu… No to masz. Wróbla. A jeszcze jak wróbel wmawia Ci, że lepszego nie spotkasz to… sam wiesz, co Ci będę pisał. 

Zaczyna budzić się świadomość w kliencie tego, że cały czas wierzy, ze jego partner stanie się taki jakim by „mógł”. Bo takim bywał na początku związku, bo takim bywał kiedy się starał, bo ma to w sobie, a przynajmniej się tak prezentował. Może sami sobie to dopowiedzieliśmy? Przecież on umie! Wierzę w niego! 

Ja: „Nie proszę Pani, Pani wierzy w wizje o nim. Musi to Pani zrozumieć. Pani boi się tak naprawdę widzieć prawdę i karmi się Pani tymi wizjami przeciągając to i mocniej przywiązując się do tych wizji – lecz będzie Pani myślała, że do niego. Będzie Pani myślała, że musi Pani go naprawdę kochać skoro nie może odejść… a to tylko wmawianie sobie kłamstw.”

Każdy człowiek ma w sobie wzorce, które mogą zaistnieć, ale to nie znaczy, że są one integralną częścią osobowości tego człowieka. Często są jedynie chwilowym wzlotem, aby zrobić wrażenie, wzbudzić w kimś zaufanie, miłość czyli uwieść, zmanipulować czy wpłynąć. Wszyscy robią to bardziej lub mniej świadomie. Kiedy potrzebują coś uzyskać lub pokazać się to są żywym wyobrażeniem spełniającym oczekiwania drugiej osoby. Prawda jest taka, że to postawa chwilowa, a potem jednak przejmuje kontrolę głębszy i mocniejszy wzorzec. I co dalej? 

Oszukana osoba żyje nadzieją, że jednak ten lepszy człowiek mieszkający i wychylający się od święta jednak wygra. Jasne, zawsze jest taka szansa, ale dzięki żmudnej, mozolnej pracy nad sobą, której ta osoba oczywiście nie wykona, bo nie widzi sensu, albo jest tak arogancka, że nie widzi potrzeby wprowadzać w sobie trwałych zmian lub jest nimi zwyczajnie przerażona. Łatwiej wtedy czarować od czasu do czasu by nie pozostać samotnym i dalej wzbudzać nadzieje mydląc oczy, przywiązując do siebie ludzi, którym szczerze zależy. 

 

ORGANIZM ZMUSZA DO POZOSTANIA (używa do tego lęku)

Twój organizm będzie Cię zmuszał do pozostania przy tej osobie tylko dlatego, że dostał kilka razy coś co mu pasowało, a przecież ten drugi człowiek wiedział co Ci dać, poznawał Ciebie, uczył się, słuchał, sam mówiłeś i dawał Ci to kiedy miał taki interes lub z tego samego powodu dla którego Ty widzisz więcej niż jest – z lęku przed porzuceniem, przed samotnością. W tym cały problem właśnie. Ta osoba oszukuje Ciebie karmiąc Twój organizm słowami, dotykiem, podarunkami, obietnicami! To na nas działa nawet kiedy świadomie to odrzucamy, a potem to już nasz organizm zarządza naszą psychiką i emocjami. Przeciwstawić się temu jest bardzo trudno. Dlatego często piszę się w „dwóch głowach”. Jedna zaprzecza drugiej. Jedna kocha i pragnie, trzyma się wyobrażeń, a druga nienawidzi i chce wolności. To trudne. Bez pracy nad emocjami nie da się wyjść z tego. Nie da się mieć jednej głowy. 

Wmawiamy sobie, że powinniśmy zostać. Nawet jak jest tragedia. Oszukiwany jest Twój organizm poprzez tworzenie mu iluzji spełniania jego potrzeb. Obietnica jest traktowana tak samo jak realne doświadczenie posiadania czegoś. Nadzieja tworząca się wtedy infekuje jak wirus. Mózg jest ślepy i tylko pragnie. Widzi swoją śmierć na myśl odejścia od źródła i tak też często czujemy się. Mamy wrażenie, że umrzemy bez tej osoby, umrzemy w samotności i nigdy nie znajdziemy innego źródła. Tak działa atawizm. Jest bezwzględny, matematyczny, logiczny (choć z naszego punktu widzenia ta logika to szaleństwo). 

Widziałeś kiedyś dziecko, które widząc zabawki na regałach ma oczy jak pięć złotych (zobaczył siebie kąpiącego się w zabawkach do końca życia), a kiedy dochodzi do niego, że nic z tego nie będzie jego, popada w rozpacz, panikę, agresję, pada na ziemię i wierzga w spazmach? To idealny przykład działania organizmu, który walczy o swój narkotyk. A przecież nie miał w rękach żadnej zabawki nawet… I czym to się różni od osoby, która widziała w człowieku coś czego nie ma (albo ten ktoś pokazał, że to ma lub zagrał to dla niej), a potem doszło do niej, że nie będzie tego miała? Nie dopuszcza tego. Prędzej siebie obwini, za to, że nie jest dość dobra, by to mieć, by się dla niej ktoś zmienił. Tutaj wychodzi problem z samooceną.

Prawda jest taka, że to jej zaniżona samoocena od początku uszykowała taki scenariusz bo to przecież nie pierwszy raz, prawda? Ta niska samoocena każe projektować na ludzi różne rzeczy i w szczególności wierzyć w różne rzeczy, które zapewniłyby nareszcie nasze szczęście. Uzależnianie się od drugich osób to silna cecha osób z zaniżoną samooceną. On mnie uszczęśliwi. Tak, on jest moim życiem. Nic dziwnego w takim razie, że nie mogę odpuścić.

Wiosek: Dla Ciebie to szalone, co szykuje Ci atawizm, a dla atawizmu to co Ty uważasz i chcesz jest szalone. Jak z tym żyć? To proste choć jednocześnie trudne – sprawdzić! Sprawdzić jaka jest prawda! Odważyć się i odkryć prawdę. Trzymać się logiki szczególnie tam gdzie są toksyczne relacje i emocje. 

Polecam bardzo przeczytać ten WPIS o tym jak „odrzucenie może rodzić obsesję”  –  Wyjaśnia on te zależności jeszcze bardziej.

 

DRUGI – realne źródło

Jeśli jest dobrze, to nie chcesz odchodzić, nie chcesz kończyć, chcesz trwać. Kąpać się, mieć, jeść, smarować się tym, nacierać się, łączyć z tym, utożsamiać. Szybko przyzwyczajasz się do tego co dobre, co spełnia oczekiwania, jest pewne i bezpieczne. Staje się to osią, wokół której budujesz swoją rzeczywistość. Kto w końcu nie układa sobie życia pod związek, a tym bardziej jeśli ten związek jest dobry?

Kiedy coś się dzieje i zachwiana zostaje stała dostawa dobrobytu to włącza się lęk przed brakiem, przed wyschnięciem źródła. Najpierw będzie lęk, a potem bezradność, by w końcu ujawniła się panika. Wpadamy w nią kiedy tracimy kontrolę nad drugim człowiekiem, a tak naprawdę nad tym co dzięki niemu mieliśmy – nad źródłem. Stajemy nagle w obliczu utraty, głodu i finalnie zagrożenia naszego życia – a przynajmniej tak będzie to widział organizm. 

Dlaczego organizm tak to widzi? Bo wizja utraty czegoś dobrego to wizja podążania do czegoś niedobrego. Czarne i białe. Esencja inteligencji organizmu. Podążanie do czegoś niedobrego jest drogą do unicestwienia, to anty życie, to odwrotność tego co niesie wyobrażenie dobrego życia. To śmierć dotychczasowej wizji przyszłości tak pieczołowicie codziennie podlewanej mieszanką nadziei i wiary, a czasem pewności i obietnicy. 

Ból utraty jest nieznośny. Czujemy się tak jakby tylko ta druga osoba mogła nas z niego uwolnić, dać odtrutkę. Jedna wiadomość, jedno słowo, spojrzenie, uśmiechnięty emotikon ratuje życie. Jednocześnie utwierdza nas, że rzeczywiście nie możemy żyć bez tej osoby i jest to prawdziwa miłość. Nic podobnego, to nie miłość, to egoistyczny atawistyczny lęk przed utratą, który szaleje i zmusza do kontaktu. No… w końcu źródło wysycha, już prawie się kończy, a może już się skończyło? Ile wytrzymasz teraz bez wody? Musisz działać i to szybko. Może uda się przekonać tę drugą osobę, może uda się jakoś to odkręcić? 

Jak u narkomana. Wie, że to go niszczy, chce przestać, ale w styczności z głodem przegrywa, organizm tworzy mu wrażenia umierania. Chce to przerwać bo nie wytrzyma. Koszmar. Większość z nas przeżyło złamane serce, opuszczenie, zdradę czy koniec czegoś co wydawało się trwać wiecznie. Ten ból to walka o przetrwanie. Musimy przejść żałobę i detoks.

 

ŻAŁOBA I DETOKS

Jeśli nie umiesz odejść nawet jak jest bardzo toksycznie to jesteś ofiarą własnego organizmu. Jesteś ofiarą zaniżonej samooceny, która robi Cię w konia! Osoba ze zdrową samooceną widzi co jest, patrzy czy to spełnia jej oczekiwania czy nie i decyduje co jest dla niej dobre, a już na pewno nie pozwoli się krzywdzić za jakieś okruchy szczęścia, skrawki, obierki, byle co. 

Jeśli nie umiesz przestać wracać i myśleć pomimo rozstania, które miało miejsce miesiąc temu, pół roku, dwa lata, cztery lata to jesteś tak samo ofiarą własnego organizmu, który nadal łudzi się, że może uda się wrócić do źródła. Nie jest ważne czy realnego źródła czy tego oszukanego, wyimaginowanego. Walczy do momentu, aż Ty przestaniesz uciekać od tego. 

Jeśli kąpiesz się we wspomnieniach, wizjach, smutku, tęsknotach to zasilasz pragnienia organizmu, utrwalasz jego przekonanie, że może jednak da się wrócić i osiągnąć cel. Podpiąć się pod źródło szczęścia, czyli życia. 

Musisz przestać. Musisz się postawić. Świadomie zadecydować, że to kończysz i decydować tak każdego dnia bez względu na podrygi fizjologii. Wiedzieć, widzieć i rozumieć, a następnie obchodzić się z tym rozumnie, logicznie. Będzie trudno, ponieważ emocje wszystko zniekształcają i potrafią wpędzać nas w straszne iluzje. Raz uważamy tak, a następnego dnia bijemy się w czoło zastanawiając się jak mogło się tak myśleć. 

Ratunek tkwi w śmierci. Po prostu czymś żyliśmy, coś mieliśmy, ale to już odeszło, umarło. Im szybciej przyjmiemy taki punkt widzenia, tym szybciej uporamy się ze samym sobą bo to właśnie jest najtrudniejsze. My sami. Nasze lęki i nasze tęsknoty. 

Pozwól umrzeć tej miłości i temu co było. Jeśli na to nie pozwolisz to organizm myśli, że to dalej żyje, a Ty to podsycasz. Dalej jest nadzieja, a nadzieja bywa bardzo bardzo toksyczna szczególnie wtedy, kiedy nie ma ona realnych szans. Tylko Twoje silne decyzje powtarzane często zmieniają Ciebie i Twoją postawę. Ratują Cię.

Pamiętaj, emocje i wspomnienia powodują, że coś w Tobie dalej żyje i tli się. Lecz to nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Będziesz chciał usilnie widzieć to co chcesz widzieć. Bywa, że nie jesteśmy w stanie sami tego przejść i potrzebujemy pomocy specjalisty i jest to w porządku, ponieważ okłamujemy się za mocno – manipulacje organizmu są za mocne. To tylko inny rodzaj rozwiązania problemu. Czy sami czy z pomocą efekt jest taki sam! Wolność i mądrość życiowa! Szczególnie będziemy potrzebowali pomocy przy uwalnianiu swoich lęków oraz tęsknot.

 

JAKIE LĘKI UWOLNIĆ I JAKĄ POSTAWĘ MIEĆ ABY BYŁO ŁATWIEJ? 

Lęk przed pustką przyzwyczajeń, które nie mogą się już realizować i dlatego powinniśmy po okresie żałoby budować swoje nowe rytuały dnia codziennego. 

Lęk przed wspólnymi przestrzeniami takimi jak mieszkanie i dlatego warto przemeblować mieszkanie, by nadać mu inną energię. 

Lęk przed pustką emocjonalną, która naturalnie pojawia się kiedy nie mamy komu okazywać czułości i miłości, a nawet złości czy pretensji jeśli związek był toksyczny – tak, za tym też się tęskni, choć nieświadomie. 

Przywiązanie emocjonalne do kogoś pokazuje naszą zdolność do otwierania się na drugiego człowieka, opierania się na nim, wpuszczania do naszego świata. To zdrowa dobra rzecz, ale nie pozwól, aby stała się Twoim więzieniem. Bądź wdzięczny, ale nie trzymaj się usilnie czegoś co się skończyło. Zacznij od razu otwierać się na siebie i opierać się na swoich działaniach. Spotykaj się z rodziną, przyjaciółmi, ucz się przyjemnie spędzać czas w samotności. To bardzo zdrowe!

Lęk przed samotnością może dać w kość – to on często każe robić wbrew sobie i namawiać do pozostania w związku nawet jak się nie chce. Jest toksyczny. Należy go przepracować skutecznie raz a dobrze, inaczej będzie podwaliną wielu problemów związkowych oraz co najgorsze będzie namawiał do wchodzenia w związki z niewłaściwymi osobami. Zdrowo jest wtedy, kiedy możesz być sam, dobrze Ci jest samemu, ale bycie z kimś dodaje jeszcze więcej szczęścia. Wtedy wybierasz z pragnienia kogoś a nie z obawy. 

Lęk przed niesamodzielnością zdarza się często kiedy ktoś był dla nas ważną inspiracją do życia, pomagał nam lub kiedy nas utrzymywał. Zawsze warto dążyć do swojej niezależności zarówno emocjonalnej jak i materialnej. Mieć swoje orbity, które przecinają się z drugą osobą mając wspólne punkty. Posiadać tylko wspólne orbity to niebezpieczne emocjonalnie i w razie rozstania całe nasze życie wali się, tracimy sens, popadamy w depresję. Dbaj o orbity!

Lęk przed obniżeniem standardów występuje powszechnie. Razem żyje się taniej. Wiadomo, że rozstając się z kimś budujesz wszystko od nowa, a to łączy się z ekonomicznym krachem. Już nie dzielisz wydatków na pół, tylko wszystko spoczywa na Tobie. Ten lek ma też drugi wymiar związany z osobowością drugiej osoby i jej urodą. Nie chcesz już być z kimś „gorszym”. Dlatego podświadomie będziesz wszystkich porównywał. Nie warto. Odpuść. Każdy jest inny. Im szybciej uwolnisz się, tym szybciej nie będziesz znów szukał tej samej osoby, tylko w kimś innym. Daj sobie czas i niech umrze co ma umrzeć, aby mogło narodzić się nowe, inne. 

Lęk przed tym, że ta osoba pozna kogoś z kim będzie szczęśliwsza niż z nami i dlatego nie chcemy odejść. Jak pies ogrodnika nie odpuszczamy. Wolimy aby nikt nie mógł mieć tej osoby. My nie będziemy szczęśliwi i inni też nie będą, a szczególnie ta druga osoba. O nie! To bardzo toksyczne. Przestań i weź się w garść. Zrozum, że każdy ma prawo do szczęścia i Ty też. Skup się na swoim i tylko na swoim zaczynając nowe życie. Zwracając wolność tej osobie zwracasz ją sobie! Nie bądź zatem niewolnikiem lęku. Bądź zwolennikiem prawa do szczęścia. 

Lęk przed popełnieniem błędu odchodząc to chyba najgorszy lęk ze wszystkich. A nóż on się zmieni akurat po naszym odejściu? A nóż ja go zostawię a potem zobaczę do szczęśliwego i inną, która dostanie to wszystko czego ja nie dostałam? A nóż… a może… a gdyby… i tak do us**nia! Nie! Odchodzisz bo jesteś nieszczęśliwy teraz! Odchodzisz bo tyle czasu minęło, tyle energii poszło, tyle łez popłynęło i masz tego dosyć. Nie stać Cię na ryzyko powtórki. Zasługujesz na kogoś lepszego, na szacunek, dobro i wsparcie. Nie i koniec! Niech inny człowiek sobie z nim radzi i sobie marzy o jego zmianie. Ty masz dosyć tego g***na! Tej toksyny i manipulacji. 

Opinie otoczenia mogą silnie wpłynąć na nasze decyzje kiedy jesteśmy słabi emocjonalnie, przestraszeni, podatni na krytykę. Jeśli nie umiesz sam zadecydować o swoim losie, albo nie chcesz, to masz poważne problemy ze swoją indywidualnością oraz samooceną. Musisz siebie odzyskać, inaczej będziesz ciągle powtarzać to samo w życiu. Inni będą decydowali za Ciebie, a Ty będziesz miał pretensje do siebie i do nich, że Ci nie pasuje to co Ci wybrali. 

Dzieci – obawa o ich skrzywdzenie to poważny konflikt i należy pamiętać o największym kłamstwie jakie sobie wmawiamy: „TO DLA DOBRA DZIECI ZOSTANĘ.” Nie dla dobra dzieci, tylko swojego! Chronisz swoją dupę zasłaniając się dziećmi bo Ciebie boli taka wizja dzieci bez jednego rodzica. Jeśli dzieci wychowa się w toksycznej relacji rodziców nie będą umiały kochać, a tak daje im się szansę na zdrowsze wzorce. Rodzice wymagają opieki psychologa i dzieci też. Tu chodzi o ich przyszłość. Nie zasłaniaj się dziećmi. Samotny, ale szczęśliwy rodzic to szczęśliwe dziecko. Pamiętaj o tym!

Nadzieja na zmianę pod naszym wpływem to bardzo częsta bajka jaką sobie wmawiamy i w tej bajce ktoś doceni nasz trud, pokocha nas mocniej, będzie nam wdzięczny do końca życia, a następnie będziemy żyli długo i szczęśliwie… Nie, to nie ta bajka. Ta realna to po prostu atawistyczny interes, który mówi tak: Ja zainwestuję w Ciebie czas, uwagę i energię, łzy, cierpienie, pieniądze, a Ty to docenisz i w zamian dasz mi wierność i miłość. Najgorsza umowa na świecie. Nie idź w to! Nie twórz takiej umowy o której na dodatek wiesz tylko ty… obudź się. 

Nawyki myślowe o tej osobie czyli tak zwane natrętne myśli i romantyczne podejście do nich: „ahhh jej nie mogę przestać o nim myśleć… to musi być wielka miłość… nie może wyjść z mojej głowy…. a już minęło 20 lat…” Mózg wraca do tego co go boli i z czego miał przyjemność. Ciągnie go do analizy tego co boli aby to rozwiązać i ciągnie go do źródła satysfakcji jakie miał. Koniec tematu. Chcesz się onanizować kolejne 20 lat? Czy zabierzesz się za pracę z emocjami? Wystarczy uwolnić to co boli i pogodzić się z tym, że przyjemności nie będzie, a nagle myśli ustają. Widziałem to tysiące razy w mojej pracy. Nie jest z Ciebie wcale taki romantyk. Po prostu cierpisz i nie umiesz przestać. Nie wiesz jak, więc tworzysz filozofie. 

Ucieczka przed sobą i swoim życiem w tę osobę to czysta natura szczególnie wtedy, kiedy mamy niezły syf w swoim życiu. Chętnie uciekamy od większych problemów w te mniejsze. Tak działamy. O czym musiałbyś myśleć kiedy nie miał być myśli o tej osobie. Co wtedy zaprzątałoby Ciebie? Przemyśl to. 

 

PODSUMUJMY!

Jeśli nie możesz odejść, a chcesz to może oznaczać, że kieruje Tobą lęk bardziej niż miłość czy pragnienia. Zaniżona samoocena. Nadzieje, które są płonne… Będziesz bał się wielu rzeczy, ale nie ulegaj iluzjom. Uwolnij swoje lęki, a zobaczysz przed sobą otwarte drzwi i zapał do zmiany życia. 

Jeśli coś nie jest dla nas dobre to nie jest i czasem warto patrzeć bardzo prosto. 

Twoje zdrowie liczy się najbardziej i nie trać ani chwili czasu. 

Będziesz miał wrażenie, że chyba zwariowałeś, ale praca nad emocjami ostudzi te silne mechanizmy obronne. 

Nie daj się omamić iluzji, że miłość to przywiązanie, a już na pewno nie natrętne myśli o kimś. To bardziej obsesja niż miłość. A prawdziwa miłość dodaje siły i skrzydeł, a nie spala, niszczy i każe uciekać, ratować swoje życie. 

Zrozum co Tobie kieruje, a Ty zaczniesz kierować. Dopóki tego nie zrozumiesz to będziesz podatny na każdego rodzaju wpływ ze strony osoby, od której chcesz odejść jak i wpływ sowich lęków, zaniżonej samooceny. Każdy będzie Ci mówił jak masz żyć i Ty też będziesz głodny tego by Ci to mówiono. Nie daj się! Dbaj o siebie! Nie daj się okłamywać mechanizmom i wmawiać sobie czegoś, czego nie ma i nie wiadomo czy będzie. Jak czegoś nie ma to nie ma! Na obietnice czas minął. 

Od tej pory chcesz w życiu konkretów. Romantyczność i konkrety mogą iść w parze. Zasługujesz na to. Logika może iść w parze  z emocjami pod warunkiem, że nie kieruje nami lęk i nie pozwalamy sobie wmawiać czegoś czego nie ma innym ludziom oraz naszym mechanizmom zaniżonej samooceny, braku pewności.

 

Wspieram
Łukasz

Ps. Napisz do mnie jeśli chcesz skutecznej pomocy w swoich problemach! Kliknij TUTAJ



88 komentarzy

Click here to post a comment

  • „Moje dwie głowy”. Przypomniał mi Pan książkę Mai Friedrich o tym tytule, która w swoim czasie bardzo mi pomogła i dużo wyjaśniła. Polecam wszystkim szarpiącym się w takich związkach.

  • Dziękuje za teksty na blogu. Są dla mnie prawdziwym otrzeźwieniem i mega dużo uczą mnie o sobie, o moich mechanizmach. A dodatkowo- lubię ten rodzaj konkretnej i bezkompromisowej narracji 🙂

    • Dzisiaj sobota. Już sama nie pamiętam kiedy stała się, obok niedzieli, najgorszym dniem tygodnia. Najgorszym bo nie ma ucieczki w pracę. Nie będę opisywała w szczegółach jak jest. Jestem potwornie samotna, żyję u boku człowieka, który nie okazuje uczuć. Albo inaczej, okazuje, ale kompletnie nie troszczy się o drugą osobę. Nie rozmawia. Przez tyle lat nigdy nie powiedział, żebyśmy popracowali nad związkiem, spróbowali. Widzi moje łzy i gapi się w telefon. Nawet nie wiem na jakim stanowisku jest obecnie w pracy. Nie wiem ile zarabia. Kupił mieszkanie, potem dom nie pytając, nie informując. A ja jak stateczek dyryfuję w tym wszystkim. Na zewnątrz ludzie widzą mnie jako silną i zdecydowaną kobietę. To tylko pozory. W środku jestem tak pokiereszowana, że ciężko żyć. Tak, mimo świetnego wykształcenia, zagranicznych studiów, urody mam niską samoocenę. Nie wiem dlaczego. Mam małego synka, którego bardzo kocham. I równocześnie jestem świadoma tego, że staczam się w dół. Mam 34 lata i wiem, że muszę odejść. Boję się bardzo, głównie ze względów materialnych, w środku brak mi sił. Gdyby tylko on pomógł mi się wyprowadzić, ogarnąć mieszkanie, porozmawiać o tym jak mógłby wesprzeć naszego synka, tak, żebym nie bała się o przyszłość. On zarabia bardzo dobrze, ponadprzeciętnie, ja jestem nauczycielką. Wiem, że przez moją słabość nie jestem dobrą mamą dla synka. Chociaż staram się jak mogę dać mu dużo miłości to sama jestem tak beznadziejnie nieszczęśliwa, wiem, że jak podrośnie to zacznie to dostrzegać. Wiem, że mam jednego synka i przeżywam moje macierzyństwo w smutku. Jedyne jakie mam, będę żałowała, jestem świadoma tego wszystkiego. Zastanawiam się dlaczego nie potrafię odejść. Psychicznie przeszłam przez wszystkie etapy. Nie boję się obniżonego standardu życia, wiem, że obecna konstelacja i życie w związku z obojętnym człowiekiem, jest dla mnie wyniszczającą. Może dlatego, że jestem taką osobą, która totalnie się troszczyła, perfekcjonistką, która zawsze próbowała za dwojga naprawiać, przy czym druga strona olewała mnie, wychodziła, gapiła w telefon, w tv. Nawet jak to pisze nie mogę uwierzyć. Żyje z człowiekiem, któremu totalnie obojętna jest druga osoba. Widzi łzy, totalny rozpad, moją obojętność, i nic. Rozstać też się nie chce, ale jest mu obojętne jak on sam żyje, że nie ma ode mnie miłości już. Mi nie jest to obojętne. Miałam kiepskie dzieciństwo ze względu na alkoholizm ojca, marzy mi się normalna pełna miłości wspierająca się rodzina. A tkwię w tym beznadziejnym związku. Samotna jak palec. Bardzo boli mnie też to jak się zmieniłam. Byłam otwartą, kochającą, wesołą, szczerą osobą, towarzyską. Teraz unikam ludzi, przestałam się uśmiechać, jestem tylko smutna. Często marzę o tym, żeby kogoś poznać, nawet nie do seksu, po prostu, porozmawiać o codziennych sprawach. Totalna autodestrukcja.

      • Witaj
        Też przestałam się uśmiechac, unikać ludzi… Najchętniej słodycze i być sama w domu…. Trzymam kciuki za sukces

      • Co za pouczający wpis a taki trudny do zrealizowania 😞 jestem na granicy wytrzymałości czuje ze zaraz zwariuje. Mam taka sama sytuacje co wy wszyscy 😞nie mam z kim o tym pogadać może chciałby ktoś pogadać powymieniać się życiowymi spostrzezeniami na taka sytuacje? Olu mam podobna sytuacje może pogadamy? Może wogole chciałby ktoś pogadać ? BrZmie jak desperatka .

        • Ja już od kilku lat walczę z tym, aby odejść. Nie umiem i to mnie smucić. Nie mam w sobie siły, która pozwoli mi iść dalej. Znoszę wiecznie niezadowolenia, porażki, dziecięce życie partnera. Sama pnę się do gór, mam wykształcenie, zmieniam prace. A z nim nawet nie mogę porozmawiać o tym co się dzieje u mnie bo jego to zwyczajnie nie interesuje. W kryzysie szukam pomocy ale później rezygnuje 🙁

          • Warto zadać sobie uczciwe pytanie „czego się boję”, wypisać odpowiedzi i pracować nad lękami 🙂 Szkoda życia na nieszczęśliwy związek. Jeśli naprawdę druga strona nie wysila się, aby dba o więź, to nic nie można zrobić innego jak zadbać o siebie.

      • Jakbym czytała o sobie….nawet wiek i zawód się zgadza. Jestem ciekawa,czy coś zmieniło się u Ciebie od napisania tego komentarza…
        Pozdrawiam serdecznie
        Ania

  • Dziękuję za ten tekst, wiele mi uświadomił.
    Właśnie próbuję przebrnąć przez rozstanie i definitywnie zakończyć coś co mi bardzo szkodzi i dopadają mnie wszystkie ww. lęki, które blokują ostateczną decyzję.

      • Cześć Łukasz.pisze do ciebie,ponieważ nie wiem co robic i jak to zrobić.nie mogę odejść od męża,a bardzo chce.i tu nie chodzi o materialną sytuacje…poprostu mi go szkoda,że on zostanie sam.jest bardzo dobrym człowiekiem o wielkim sercu,a ja nie czuje już tego co czułam wcześniej.mam depresję,przytłacza mnie to wszystko.depresji dostałam z ciazy urojonej.lecze się u psychiatry już 3 rok.nie pracuje,bo nie mogę się podjąć cięższej pracy,szybko się męczę,mam niedoczynnosc.

        • Pozwalam sobie odpisac poniewaz mialam kiedys podobne mysli. Zadam jedno pytanie, nie musisz odpowiadasz. Jak to sie stalo, ze tak dobry czlowiek, o wielkim sercu sprawil, ze myslisz o nim jak o bezradnym dziecku, ktorym musisz sie opiekowac?

    • 4 lata w związku. Oboje po wcześniejszych przejściach. Zostawił mnie końcówką stycznia bo nie wytrzymałam i zrobiłam aferę o jego 9 letniego syna który był mega nieznośny i wszyscy mieliśmy dość są też inne dzieci.3 dni po tej kłótni poszłam do szpitala na operacje (on nie zainteresował się wcale, nie pisał nie dzwonił nic, zadzwoniłam żeby mnie odebrał przyjechał od tej pory jego obojętność) później wyniki,kolejne badania podejrzenie nowotworu. I on nie wspierał mnie w tym zostałam, z tym sama pod jednym dachem ale całkiem sama. Jego postawa spowodowała moja agresję, że co z niego za facet skoro tak mnie zostawił teraz w najtrudniejszej sytuacji i tak wybucham do dziś momentami wyzywając od najgorszych dupkow . Jest we mnie tyle złości, tyle złych emocji. Jak odejść tak poprostu, już olać wyprowadzić się to jego dom. Jak pozbyć się złości i zacząć żyć. Ja na prawdę go kochałam bardzo, lubiłam to życie mnóstwo wyjazdów, szaleństwo kamper, motory….. chociaż nie raz było bardzo trudno

  • Ja również mam ten problem. Rozstanie po Kilkunastu latach jest ciężkie, wciąż lubię spędzać czas z moim mężem ale traktuję go już tylko jak przyjaciela. Wciąż się zastanawiam czy dobrze robię, czy on poradzi sobie bezemnie. Powiedział, że rozstanie zabije go ale w ogóle nie pyta czy ja jestem szczęśliwa i przez to nie mogę podjąć decyzji. Pana blog bardzo mi pomógł.Dziękuję

    • Dziękuję również i wspieram mocno! 🙂 Mąż stosuje manipulację emocjonalną, aby zatrzymać Panią przy sobie, a tym samym łagodzić swój lęk przed samodzielnością i odpowiedzialnością za siebie. NIe zabije go to, on jest przerażony emocjami jakie mógłby wtedy mieć, a przez to stara się tworzyć w Pani poczucie winy. Udaje mu się 🙂 Jemu nie zależy na Pani szczęściu w takim stanie tylko nad swojej kontroli lęku przed samotnością. Im dłużej Pani zwleka tym bardziej on ucieka. Czyli zwlekaniem może Pani pogarszać sytuację, ponieważ on tworzy nadzieję. Staje się ofiarą swoich nadziei. Z drugiej strony może się oswajać. Potrzebuje Pani zobaczyć prawdę czy on oswaja się i zbiera do konfrontacji i jeśli tak to zwyczajnie potrzebuje wsparcia do stawania się samodzielnym, a jeśli ucieka, wrzuca w poczucie winy, manipuluje to potrzebuje pomocy psychologa bo nie radzi sobie. Odwagi! Niech Pani myśli o swoim szczęściu oraz o jego zdrowiu, bo szczęśliwy nie jest i nie będzie w tym związku 🙂 Powodzenia!

  • Swietny tekst. Jestem na tym etapie I zawsze kiedy zwatpie wracam do czytania. Dziękuję,ze tak fajnie to przedstawiles.

  • Bardzo, ale to bardzo pomocny tekst.. cieszę się, że na niego trafiłam. Jestem na trudnym etapie po 4 letnim związku, gdzie druga strona wiele razy kłamała, aż w końcu złamała obietnicę i zawiodła na całej lini. Do tego stopnia, że dając przez tyle lat x szans nie mam już dłużej siły i zdałam sobie sprawę jak wiele emocji i iluzji ma nade mną władzę. Żaden psycholog w związek nigdy nie ingerował i szukam jeszcze odpowiedzi jaka jest szansa, że człowiek, który nas okłamuje zmieni nawyki pod wpływem specjalisty? Czy Pana zdaniem to usilne i żenujące ratowanie związku, poprzez terapię? Czy lepiej wziąć sobie ten tekst do serca i odpuścić.. ?

    • Aby terapia odniosła sukces potrzeba woli i zaangażowania obu stron. Nikt ne jest wstanie zmienić siebie swoich nawyków jeśli nie ma szczerej chęci tego zrobić, a jedynie jest do ego namawiany czy nakłaniany przez kogokolwiek. Nie mogę powiedzieć co Pani ma zrobić w tej sytuacji. Mogę jedynie powiedzieć, że warto postępować tak by mieć potem czyste sumienie i czuć się w porządku, że starało się i próbowało wszystkiego. Jeśli dojdzie Pani do takiego miejsca to zapewne będzie wiedziała co robić. Jeśli pomimo tego nie to będzie oznaczało, że potrzebuje Pani popracować nad lękiem o przyszłość, o siebie, wtedy będzie więcej obiektywnego myślenia 🙂

  • Czytam i widzę siebie…Ale…40 lat małżeństwa i klapa,zdrady,alkohol…Nie mam gdzie odejść,żadnej rodziny,dzieci,pieniędzy,mieszkania.Juz tak muszę do śmierci żyć.

  • Być może ratuje Pan moje obecne dobre życie w nowym związku, które co rusz podważam, rozwalam. Nie wiem skąd mój obecny partner ma tyle miłości, aby znieść moje lęki. Odedzlam od męża po raz drugi 4 lata temu, ale wraca do mnie ayaeustyczna potrzeba dawnej roli w małżeństwie. Byliśmy super szczęśliwymi rodzicami naszej córki, natomiast jako związek intymny – strasznie trudne sytuacje, ból, wzajemne ranienie się. Obecnie jestem od dwóch lat w dobrym zdrowym związku, ale po życie winy, że rozwalilam rodzinę, niszczy mnie i mojego partnera. Jestem po terapiach, ale wracam do wspomnień jak nalogiwiec. Najspokojniejsza jestem kiedy czuję niepokój i zawieszenie. Uczę się zdrowego, spokojnego życia, natomiast stare schematy co rusz wracają. Do tego szczerze lubię byłego partnera, mamy życzliwy kontakt w kontekście córki, tylko wracam nattretnymi myślami do tego, co mogłam zrobić lepiej… To nałóg. Dziękuję za Pana super klarowny, szczery artykuł.

    • Pani Julito, Pani z teg co napisała nie rozwala rodziny tylko dała szansę sobie i byłemu mężowi oraz dziecku na lepsze życie bez ranienia siebie. Zrobiła Pani to co każdy moim zdaniem powinien zrobić – uratować siebie!
      Dziękuję za dobre słowo i mam nadzieję, że uda się Pani stworzyć dobry stabilny związek! Wspieram mocno!

      • Dziękuję Panu. Jestem pod wrażeniem tego bloga, czytam i czytam. Myślę że „osoby lękowe” czy „wiecznie w poczuciu winy” mają szansę nauczyć się dzięki Pana artykułom odpuszczać samym sobie, przebaczyć sobie. To okropnie trudne, ale może możliwe. Wszystkiego dobrego dla Pana

  • Zrozumiałam co Pan napisał , to jakby o mnie i do mnie , niestety ciągle odchodzę i wracam robiąc zamęt w życiu innych bo odchodząc idę do córki z którą wspólnie wynajmujemy mieszkanie a później znowu wracam do męża , on jest drugim moim mężem i tak kilkanaście razy nie umiem tego przerwać , niby wiem że to bez sensu i dobrze mi bez niego a za chwilę tęsknię i wracam mam dosyć sama siebie

    • Wraca Pani bo boi się Pani żyć sama i boi się Pani przyszłości. Ucieka Pani od tego co będzie jeśli postanowi już nie wracać. Gdyby Pani odbudowała swoją samoocenę i zadbała bardziej o samorealizację to miałaby Pani siłę nie wracać.

  • Aż łzy płyną po policzkach, tak bardzo o mnie to wszystko co przeczytałam. Lęk potworny, a jednak taka sama chęć walki o siebie i swoje szczęście. Tak bardzo jestem gotowa na rozstanie i tak samo mocno on na to nie pozwala.

    Dziękuję za ten wpis!

      • Panie Łukaszu jestem wdzięczna za tę słowa, chyba powinnam sobie to wydrukować i czytać codziennie..
        Tkwię w układzie bo już dawno nie małżeństwie bo trudno to nazwać małżeństwem, mieszkamy za granicą w jednym mieszkaniu ale oddzielnie ,już dawno przestałam się ludzic co do zmiany że strony męża po 30 latach od 15 myślę o odejściu, było kilka prób a potem powroty .Jestem na etapie składania papierów rozwodowych przeszłam wiele ,zbyt wiele łez już wylałam żeby jeszcze na coś liczyć i choć mam 54 lata to chcę jeszcze trochę pożyć szczęśliwie, taką mam nadzieję bynajmniej, bo gorzej już było jeszcze dużo przede mną różnych problemów do rozwikłania typu mieszkanie ale wierzę, że pomalutku wszystko się ułoży, choć jestem że wszystkim sama,pozdrawiam serdecznie pana i dziękuję za pana artykuły

  • Jestem z nim 9 lat w tym dwa lata po ślubie. Mój pierwszy i jedyny facet, wielka miłość itp. Były kłótnie ale i rozmowy i dochodzenie do zgody. Nie mamy dzieci bo i nie planowaliśmy tylko dwa koty. On zawsze był bardzo zazdrosny a ja nie. Nie przeszkadzało mi jak na jakimś męskim wyjściu potańczył z inna dziewczyna ale jeśli ja zatańczyłam z innym facetem to nie było lekko. Przełknęłam to w końcu nikt nie jest idealny i mimo wszystko oboje jakoś godziliśmy się na swoje wady. Niestety ponad miesiąc temu przyznał się do grania na automatach i przepuszczania własnej wypłaty. Wszystko zaczęło się w momencie nadejścia Covida mąż kłamał ze pracodawca nie wypłacał mu wypłaty a ja mu wierzyłam. Wierzyłam ze za nasze oszczędności kupił nam wycieczkę której na oczy nie widziałam bo podobno kolega od którego kupił nie przepisał jej na niego. Później było „spłacanie w ratach”. Przyznał się do wszystkiego do oszustw i kłamstw a ja się załamałam. Początkowo wyłam a następnie wpadłam w otępienie i zamiatanie wszystkiego pod dywan bo łatwiej było udawać ze przecież wszystko jest w porządku. Dopiero teraz zaczynam się budzić i wiem ze muszę od niego odejść bo czuje jak się sypie a jednocześnie jest mi tak cholernie ciężko. Nie mogę uwierzyć jak osoba której ufałam ponad wszystko mogła zrobić coś takiego. To straszne i dołujące. Jestem przed trzydziestka i boje się samotności co wiem ze jest irracjonalne ale moje „dwie głowy” miotają się między tym co znane a tym co nie znane. Chce odejść równocześnie go przy sobie zatrzymując….

  • Bardzo dziękuję za ten artykuł, przeczytałam wiele artykułów na temat toksycznych związków i jak z nimi skoczyć, ale ten uderza w samo sedno problemu. Cały czas zbieram siły a ten artykuł uświadomił mi mój problem. Życzę powodzenia każdemu kto tkwi w tak trudnych relacjach i dużo siły.

  • To bylo cudownie lukaszu, tkwie w takim zwiazku!!!!ale od jutra zaczynam wlaczyc o moje szczescie.. Bylam naiwna I egoistyczna(pies ogrodnika) ale juz nie. Dosyc! Zaczynam wlaczyc I zyc! Dziekuje

    • Świadomość to połowa sukcesu. Wspieram mocno żebyś zaopiekowała się sobą! 🙂

  • A co kiedy ktos daje realne zrodlo dobra? Jest na prawde wspierajacy i kochajacy a my nie umiemy sie w tym zakochac? Co kiedy myslimy ze bedziemy zalowac ze dalismy odejsc tak dobrej osobie ktora nas kocha?a jednoczesnie w glowie pojawia sie mysl ze jesli zostaniemy z rozsadku to przegamimy szanse na milosc wzajemna?

  • Panie Łukaszu, dziękuję bardzo za ten artykuł. Przeczytałem go kilka razy! Już od pewnego czasu zmagam się z problemem potrzeby odejścia ze związku, ale trochę z innej strony. Jestem z obecną partnerką już parę lat. Oboje jesteśmy po 30stce i mamy też za sobą inne wieloletnie związki. Byłem w Niej mocno zakochany, ona jest nadal. Swoje wątpliwości zacząłem odczuwać już dawno temu, ale poważne znaki zapytania z wykrzyknikami pojawiły się jakoś rok temu. Niemniej jestem osobą, która nie podejmuje decyzji z gorącą głową i chciałem dać temu związkowi szansę. Przy wsparciu psychologa zamieszkaliśmy ze sobą, a czas leciał i tylko uświadomił mnie, że już Jej nie kocham. Szanuję ją, miło mi się z nią spędza czas, mamy sporo wspólnych tematów, ale tak, jak była w stanie mnie w sobie szybko rozkochać, tak bardzo sobą to uczucie we mnie zdusiła. Przykro mi bardzo i trudno mi odejść z tego względu, że szukam dobrego momentu (który podobno nie nadejdzie), a bo to święta, nowy rok, więc nie wypada… Cały czas mam w głowie to, żeby Jej nie zranić, że ona może sobie sama finansowo nie poradzić, a jej rodzina? Traktują mnie jak swojego i takie tam różne… wreszcie i chyba brak mi odwagi, a ta cała sytuacja zżera mnie od środka już dawna, ale trudno jest mi Ją oszukiwać, że mi zależy na związku. Czas ucieka, a tym bardziej dla kobiety, która myśli nad założeniem rodziny z dziećmi. Czuję, jakbym w tym momencie Jej ten czas odbierał, ale brak mi jaj, żeby to zakończyć…

    • Dzięki za podzielenie się! Łukaszu zgadza się nie ma to dobrej chwili i nie ma strategii. To po prostu się robi i nie da się uchronić tej osoby przed zranieniem. Takie sytuacje zawsze generują silne emocje nieprzyjemne. Wydaje mi się, że Ty nie chronisz jej, tylko siebie, bo to Ty nie chcesz patrzeć jak cierpi. W taki sposób nie rozwiążesz tego. Każde z Was jest dorosłe i musi sobie poradzić z tym co ma być. Im bardziej unikasz prawdy, tym bardziej będziesz bał się. Ulga odwlekania uzależnia. Jeśli nie dasz sobie rady i lęk będzie za silny to polecam sesje ze mną. Pomogę nabrać odwagi.

  • Ja jednak nie mam odwagi odejść… Tylko teraz jestem tego bardziej świadom.

    Świetny artykuł, dobra, bezpośrednia narracja

  • Aktualnie tkwie w takim związku.
    Wszystko sie pokręciło odkąd moja partnerka poszła do pracy.
    Znam ją od dzieciństwa, razem dorastaliśmy na podwórku.
    Jak miałem 17 lat a ona 15 zaczeliśmy być razem, 3 lata później urodziła sie moja córeczka.
    Ja pracowałem a partnerka zajmowała sie dzieckiem i domem.
    Wyjechałem na wyspy, UK
    Dokładnie.
    Ona dołaczyła do mnie po jakimś czasie, gdy córka miała 6 lat urodził sie mój synek.
    Oficjalnie już byliśmy razem 9 lat i wszystko było ok.
    Do momentu aż synek skończył 4 lata i partnerka zaczeła prace.
    Wtedy wszystko sie zmieniło, coraz mbniej czasu dla dzieci.
    Zmiana i inwestycja w jej wyglad, chłód i awantury,że sie czepaiam.
    Zostawanie nadgodzin, i znika ie na noce.
    Wkońcu wyszło na jaw że od roku mnie zdradza i ma kogoś chodz ona powiedziala ze zrobila to pierwszy raz zanim mi sie przyznala..
    Do tego wyszło,że on ją zdradził ( co mi już nakréciło w głowie bo wiem to od znajomej mojej partnerki)
    I złapała chlamydie, do tego przeszlo to tez na mnie a partenrka nie umiała mi wyjasnic skad to ma.
    Ona chciała bym odszedł, to standardowo prosiłem by została ze mną.
    Pomogłem jej z domem, pożyczyłem pieniądze byle mnie nie odżuciła.
    Dbam o dzieci i o wszystko jak powinno być.
    Po jakims miesiacu ona swierdzila ze chce tylko seksu i nic wiecej. Zebym nie robil sobie nadzieji, bo ona dalej utrzymuje kontakt z tym drugim.
    Ze ona nie chce zwiazku ze chce bym tylko byl dla niej kolega.. po 15 latach w zwiazku z partnera przeszedlem do roli fuckfrienda.
    Zrobilismy to tylko raz, nie umialem sie oprzec bo ja kocham.. Ale nie potrafie jej zrozumiec, jak ona moze tak zyc.
    I nie przejmowac sie niczym.
    Moja coreczka ma juz 11lat i przezywa wszstko, syn nie rozumie do konca, ale dostrzega ze mnie nie ma w poblizu.
    Wszyscy znajomi juz wiedza ze sie rozeszlismy, a ona chce to ukrywac ze sie ze mna pie….
    Probowalem odejsc, i bylem gotowy jak juz dom ogarnelem dla niej i dzieci.
    To ona mnie powstrzymala.
    Zawsze jak chce to przerwac ro ona jakby okazuje mi serce i wpadam w petle, bo ja kur.. kocha.
    Jak mam sie uwolnic, woem ze to jie jest zdrowe i chore.
    Mimo ze Chcial bym zeby nam sie udalo, ona twirdzi ze moze by chciala ale jak sie zmienie ?? A jak pytam jej ,ze co mam zmienic? O co dokladnie chodzi.
    To mi mowi ze siebie.. i to mnie rozbija jeszcze bardziej.
    Chcial bym zkims porozmawiac, czy popisac. Z kims kto mi pomoze.
    By w chwili kryzysu nie robic tego co robie do tej pory.
    Czyli latac za nia jak pies.. mam 32 lata i glowe na karku, ale nie porafie sie sam z tego wyrwac.
    Nie mam zbyt wielu znajomych, z jej powodu. Bo ich nie lubila, i kontakt sie urwal.
    Wiec zostalem z tym sam.

  • Czesc. A co jeżeli jedna z osób twierdzi, że ma świetna rodzinę, ale jest nieszczęśliwa? Zero toksyny. Po prostu. Twierdzi, że coś w niej pękło. Nie potrafi tego opisać. Co prawda 7 lat. Największe kryzysy właśnie w tym czasie datowane są przez naukowców. I wie, że niszcząc to wszystko co razem zostało stworzone popełni największy błąd w życiu. Jak takie coś interpretować.

    • To co wydaje się logiczne jest wyparcie albo tłumienie, jakiś brak uczciwości emocjonalnej. Nie jest możliwe, że to od tak coś po prostu pękło. Musiało narastać w czasie. Albo od początku nie było to tym czego ten człowiek chciał i tak powoli kończyła się tolerancja, albo odkrył po czasie, że to nie było tym, czego chciał, ale teraz wie, że już nie może tak żyć. Możliwe jest też wypieranie i tłumienie emocji, aby nie powiedzieć prawdy o tym co czuła ta osoba, nie przyznawanie się z lęku przed sprawieniem sobie i innym cierpienia. Trudno mi powiedzieć cokolwiek więcej bez zrobienia wywiadu z taką osobą 🙂

  • Dziękuję za ten tekst. Przeczytałam go wczoraj, przeczytałam dzisiaj i pewnie jeszcze wielokrotnie do niego wrócę.
    Jestem w trzyletnim związku, po pięknych początkach, wiele miesięcy byłam wielokrotnie okłamywana,
    a ostatecznie zostałam zdradzona. Facet ubłagał mnie do powrotu, poszedł na terapię i przez kilka miesięcy zachowywał się zgodnie z moimi oczekiwaniami. Bardzo chciałabym żeby w tym miejscu był Happy End, ale niestety… W swoim obecnym zachowaniu zaczął przejawiać dawne schematy, drobne kłamstwa, nie wywiązanie się z obietnic, które złożył, brak wrażliwości na moje potrzeby. Sugeruje mu rozstanie, on nie chce się rozstać, przeprasza, płacze, powtarza, że pracuje nad sobą na terapii i proponuję nawet terapię dla par, ja kończę temat rozstania, następuje kilka dobrych chwil a on po kilku dniach znowu postępuje w sposób inny niż wcześniej ustalony.
    Wiem, że on w ten sposób niszczy szansę, którą otrzymał, sprawia, że mu nie ufam, nie czuję się stabilnie i bezpiecznie, i coraz mniej wierzę żebyśmy mogli być szczęśliwi w przyszłości. Ale nie odchodzę… bo on jest na terapii, bo przeprowadził się specjalnie dla mnie, bo próbuje, choć teraz jakoś tak mniej udolnie, bo też nie jestem idealna… Wybucham z frustracji i potrafię powiedzieć mu w swoim żalu takie okropne rzeczy za które jest mi później wstyd, i nie wiem jak to się staje, że sama dla siebie staje się tą złą w tej relacji.
    Przekłamanie.
    Tracę obraz całości i zostaję przy źródle.

  • Opis wszystkiego co kilka osób próbowało juz mi uświadomić! Przeczytam kilka razy by wszystko utrwalić! Dziękuję za otworzenie mi oczu!

  • 9 znajomości, 7 lat małżeństwa z o 10 lat starszym, poznanym przez internet mężczyzną, który od 4 roku życia wychowywał się w domu dziecka na przemian z rodziną zastępczą utworzoną przez jego ojczyma, recydywistę. Matka po latach leczenia w szpitalu schizofrenii, po śmierci córki w wypadku komunikacyjnym, popełniła samobójstwo gdy mąż miał 14, może 15 lat. Mąż, człowiek opanowany, uprzejmy, generalnie miły dla otoczenia, wykształcony (choć nigdy nie korzystał z wykształcenia, pracuje na zasadzie „mi nie przeszkadza, że mi mało płacą, bo względem wymagań, i tak sporo). Mieszkaliśmy za granicą. Namówiłam go do małżeństwa. Tak zawsze chciałam, mąż, dzieci, dom, życie po bożemu. Po sakramentalnym „tak”, zaczął spędzać wieczory w osobnym pokoju. Częstotliwość współżycia spadła do 1/miesiąc. Pytałam dlaczego? Wymawiał się zmęczeniem, pracą. Dziecko? Oczywiście… Więc odstawiłam pigułki, zaszłam w ciążę od razu. Jak byłam w 1 miesiącu ciąży, kochaliśmy się po raz ostatni. Potem – ciąża zagrożona, nie nalegałam na współżycie. W 8 miesiącu przyjechałam do Polski czekając na rozwiązanie. Liczyłam na pomoc matki w opiece nad maleństwem, bałam się, że sama nie będę umiała… Urodziłam, on przyjeżdżał co 2 -3 miesiące na kilka dni. Z poporodowych komplikacji wychodziłam 3 miesiące, nie mogłam stać na nogach dłużej niż 10 min… Mieliśmy się budować. Brexit referendum – i nie dostaliśmy kredytu. Wziął gotówkowy + oszczędności, kupiliśmy dom do remontu. On za granicą, ja z dzieckiem u rodziców, zbolała, niewyspana, rozdrażniona. Jak matka zgodziła się zostać z małym, jechałam z ojcem pomagać w remoncie domu. On nie śpieszył się z powrotem do kraju. Ojciec go przekonał. Ja poszłam do pracy, On bezrobotny, duża rata, małe dziecko, topniejące oszczędności, chciałam zachować płynność finansową. Załatwiłam mu pracę. On – w depresji, bo mało zarabia, bo ludzie do d-py, bo pracuje na lini produkcyjnej (nadzorujący, nie fizyczny), na zmiany. Nie kocha się ze mną, bo praca, depresja, za szybko zjechaliśmy do kraju, małe pieniądze, duży kredyt, to wszystko były moje-złe decyzje wg niego (ale jeszcze w UK pytałam czy chce wracać do PL itd, mówił, że tak, kiedyś…), rodzina za blisko (5km), małe dziecko, bo ja się za długo goiłam po porodzie… Przestałam pytać. Codziennie awantura, łzy, bo on „musi” wyjechać za granicę, bo nie dajemy rady finansowo (wychodziliśmy na zero, wg mnie nie było tragedii). Okłamał mnie, że nie przedłużyli mu umowy. Zwolnił się, nie szukał intensywnie. Codziennie awantura, łzy, on, że wraca za granicę, ja, że to bez sensu, że musi iść tu do pracy, że będzie dobrze. Załatwiłam mu kolejną pracę. Zwolnił się po miesiącu, wyjechał „na roku, a może dłużej”. Obudziłam się sama z dzieckiem. Porzucił nas, bo chciał. W tym przekonaniu żyję do dziś. Zadzwonił z płaczem po 10 godzinach, że popełnił błąd. Zrobił mi wodę z mózgu. Powiedziałam, że może wrócić do dziecka, do domu, ale jeśli chodzi o mnie, nie mogę mu już niczego obiecać i żeby to miało jeszcze jakąś przyszłość, on musi się postarać jak na początku. Wrócił po 3 miesiącach. Chodził za mną jak zbity kot łaszący się do nogi. To mnie odpychało. Ta jego niedojrzałość, to, że wcześniej zlekceważył wszystkie moje argumenty, był zdolny porzucić, a teraz skamlał. Załatwiłam mu pracę, znowu. Jest zadowolony. Minęło tak kolejnych 6 lat. Pod jednym dachem, ale osobno. Osobne konta. On miał zadbać o spłatę kredytu, a ponieważ zawsze zarabiałam trochę więcej, wzięłam utrzymanie nas, dziecka, domu na siebie. Kredyt spłacony od ponad roku. Ja nadal finansuję życie. Ciężko mi, nie mogę niczego odłożyć. On oszczędza, po awanturach zrobi małe zakupy, zapłaci za prąd, czasem dorzuci 200 do rachunków, po awanturach… Bo on oszczędza na duże wydatki. Kupiliśmy meble, wyłożył połowę. Dziecko? Przecież na moje konto wpływa 500+. Już nie mogę, ale wciąż zastanawiam się czy nie przesadzam. Przez te wszystkie lata nie sypiamy ze sobą. On do tego nie dążył, a mi było przykro, stwierdziłam, że nie będę prosić. W końcu nauczyłam się bez tego żyć. Lata kłótni, łez, rozmów, padało „rozwód” – a on na to zawsze „że może to najlepsze wyjście”… Oprócz momentów kiedy poczuł, że jestem już naprawdę zdesperowana i przestraszył się, że tym razem na serio odejdę, wtedy straszył, że zabierze dziecko, że na pół domu miał przed ślubem, a pożyczka na resztę była gotówkowa na jego nazwisko, że nie będę miała gdzie mieszkać. Teraz już prawie się nie kłócę z nim, w ogóle jeśli rozmawiamy to o dziecku i o pracy trochę. Jeśli pękam, to o pieniądze na życie. Od lat codziennie przeglądam ogłoszenia o nieruchomościach, przeliczam, czy dam radę i zastanawiam się do czego będzie zdolny podczas rozwodu. Czy będzie grał dzieckiem. Boję się, że tak. Boję się, że nie mam już siły walczyć. Czasem boję się czy on nie zrobi małemu krzywdy, mi na złość. Nie ufam mu. Potem myślę, że to jakaś moja paranoja tylko, że on dziecko przecież kocha. Jutro idę oglądać mieszkanie na wynajem. I wpadam w panikę, bo trzeba zdecydować, bo taka dobra okazja może się nie trafić, bo chcę odejść od dawna, ale wciąż tak bardzo się boję.

  • Witam.Przeczytalam ten artykuł i poczułam się lepiej niestety zapewne nie na dlugo:(Jestem mężatką od 13 lat mamy dwóch wspaniałych synów.W zeszłym roku maz mnie zdradzil-mial romans z koleżanką z pracy przez 8 m-cy.Gdy się dowiedziałam wyrzucilam go z domu ale po miesiącu pozwoliłam mu wrócić-to był błąd. Maz zapewnia że nic go z tą dziewczyną już nie łączy.Twierdzi ze mnie kocha ale traktuje mnie jak powietrze.Wogole nie żałuję tego co zrobił,nie przeprosił nie stara się naprawić naszych relacji.Chowa się za depresja-niby chodzi do psychologa ale to nic nie pomaga.Czuje ze nie może na mnie patrzeć,każda próba spędzenia z nim czasu albo rozmowa prowadzi do kłótni. Jest w domu tylko ciałem.Jednak nie potrafię powiedzieć mu ze to nie ma sensu ciągle liczę że znów mnie pokocha i będziemy szczęśliwi jak kiedyś.Wiem że
    tego związku nie da się uratować ale tkwie w nim bez sensu-nie mam siły odejść.Boje się tego wszystkiego co zawiera ten artykuł…Jak sobie z tym poradzić?

  • Jestem od 13 lat w zwiazku z kobieta ktora kochalem teraz przed kazdym powrotem do domu ogarnia mnie strach ze musze z nia przebywac. Roznimy sie pod kazdym wzgledem, nic do niej nie czuje. Nie potrafie cieszyc sie dniem beda w domu… mamy dwojke dzieci ktore kocham ponad wszystko i tylko on trzymaja mnie by nie odejsc nie cgce ich zranic pozbawiajac ojca ktorego kochaja. Nie wiem co mam robic zona nie ma pracy , jak ona da rade, mowi ze jak odejde nie zobacze juz dzieci. To wszystko jest tak trudne…

  • W ciągu 7 lat związku odchodziłam z 15 razy i wracałam. Właśnie jestem po kolejnym powrocie. Wiem, ze złe robię ze skrzywdzę nasza 3/tygodniowa córeczkę, która później będzie patrzeć na pełne agresji odzywki taty do mamy, kłótnie i alkohol. Zbieram siły na kolejne odejście. Do tej pory miałam wsparcie rodziny. Ale już chyba nikt mi nie pomoże, bo ile można się angażować, a ja potem znów wracam robiąc debila z nich.

  • Najwybitniejszy artykuł jaki kiedykolwiek przeczytałam w internecie na ten temat!!
    Dziękuję!!

  • Przeżywam zdradę od 3 tygodni, przeczytałem masę artykułów i w końcu trafiłem w coś co idealnie oddaje moją sytuację. Widzę tutaj dokładnie samego siebie, niesamowite.
    Artykuł kompletny 10/10. Pozdrawiam.

  • Zapomniał Pan o innym wielkim lęku i barierze.Jesli wiemy ,że tkwimy w czymś złym i jest to dla nas niedobre …ale poświęcamy się, żeby nie zranić tej drugiej osoby.Nawet jeśli wiemy ,że ten związek nie ma sensu.
    I najczęściej tak się dzieje

  • Ten tekst utwierdził mnie tylko w tym co tak naprawdę czuję. Od półtora roku się okłamuję żyjąc swoją wizją o tym człowieku. Im bardziej wchodzimy w kolejne etapy (poznanie rodziny, przyjaciół, mieszkanie razem, raty na auto nawet) tym bardziej zdaję sobie sprawę co ja robię i jaki wstręt czuję do siebie, że nie potrafię się wycofać z tej relacji. Jestem strasznie nerwowa, każda pierdola wyprowadza mnie z równowagi. Jest dobrym facetem, ale z adhd i niską samoocena co niestety ale negatywnie odbija się na moim samopoczuciu i samoocenie bo w głębi duszy czuję manipulację z jego strony, a gdy o tym z nim gadam mówi że za dużo pierdol czytam w Internecie. Już sama nie wiem co o sobie myśleć, doszło do tego że byłam u psychiatry po leki (ale ich nie biorę bo dla mnie to ostateczność) przez mój lęk społeczny, który mam właściwie od zawsze ale przy nim mój problem tylko się pogłębia bo czuję jakby kontrolował każde moje słowo. Totalnie nie umiem się z tego wyplątać bo czuję że to za daleko poszło. Ten związek pcha mnie do czynów, które robię pod wpływem emocji, których potem bardzo się wstydzę i sama siebie nie poznaje. Z drugiej strony boję się żyć sama że po prostu nie da sobie rady.

  • Poznałem ją w wieku 17 lat, 3 lata młodsza zakochałem się od pierwszego wejrzenia, najpiękniejsza dziewczyna, uosobienie mych najsłodszych marzeń. Niestety z urodą w parze szły problemy, wychowywana w rodzinie bez miłości. Zbuntowana, nieustannie szukająca siebie. Bardzo śmiała, wpływała na mnie zmieniając mnie, ośmielając. Ja chciałem wstrzymać się do ślubu, co oczywiście się nie udało. Po 2 latach związku zbliżyliśmy się najbardziej jak się dało.
    Rozstawaliśmy się kilkanaście razy, za każdym razem jak magnez wracaliśmy do siebie w euforii.
    Związek trwał niecałe 3 lata, a w jego trakcie straciłem masę przyjaciół, zawaliłem studia, zawaliłem siebie, ale co najgorsze uzależniłem się od niej. Mój sposób myślenia, moje nastawienie zostały wyparte przez jej poglądy, podejeście.
    Czasami zastanawiam się czy to nie przez moich rodziców którzy od dziecka powtarzali iż pierwsza miłość powinna być ostatnią.
    Duży nacisk od najmłodszych lat był u mnie na religię. Byłem wychowywany w duchy Chrześcijaństwa i te wartości mają dla mnie ważne znaczenie. Ona natomiast przejawiała zapędy pogańskie, wschodnio wierzące, starosłowiańskie.
    Jako że była to moja pierwsza miłość, wywarła na mnie głębokie, palące piętno.

    Odchodząc kierowałem się nie tylko emocjami, ale też zdrowym rozsądkiem. Wieczna gra na emocjach, pogrążanie mnie w wyrzutach sumienia, wmawianie mojej winy, niewierności, zdrady.
    Dziewczyna nie miała żadnych aspiracji, chciałem jej pomóc w nauce, stworzyć jej bezpieczne ciepło, kąt i dać dom żeby stała się najszczęśliwszą istotą na świecie, wszystko to odrzuciła i skupiła się na zmianie mnie, zniechęcała mnie do studiowania, absorbowała czas i uniemożliwiała realizację siebie poprzez cokolwiek. Każda wolna chwila miała być jej chwilą. Każda myśl, myślą o niej.
    I tak zamiast pierścionka na jej 18 urodziny odszedłem od niej. Zaprzepaściłem wszystko ratując siebie jednocześnie. Złapałem mokry oddech tonąc, pozwalając by woda wypełniła me płuca dając ulgę, przyczyniając się do mojej śmierci.
    Po rozstaniu nagle zaczęło mi w życiu niemal wszystko wychodzić. Wróciłem na studia, rozpoczął się cykl sukcesów zawodowych, dobrych pieniędzy poszerzania horyzontów. Bardzo szybko pojawiła się nowa Partnerka, totalne przeciwieństwo mojej pierwszej miłości. Oaza wsparcia i motywacji. Pomagała mi na wszelkie możliwe sposoby i sama dawała sobie pomóc.
    Można by powiedzieć happy end.

    Właśnie mija 9 rok odkąd się rozstaliśmy. Mimo ułożenia sobie życia na nowo, nowej partnerki którą bardzo kocham nadal tęsknię za pierwszą miłością i nadal zastanawiam się czy dobrze zrobiłem. Osiągnąłem dość dużo, mogę sobie pozwolić na wygodne życie, nie brak mi pieniędzy mam dobre zarobki. Dużo czasu w związku z pracą zdalną. To wszytko wpycha mi myśli do głowy, czy nie mogłem się przemęczyć? w obecnej sytuacji mógłbym pozwolić sobie na to by ona nie pracowała, nie stresowała się i byśmy w ten sposób razem żyli. Byłbym w stanie utrzymać całą rodzinę, może by się nie przelewało ale dalibyśmy radę.

    Myśli skupiają się wokół niej w każdej wolnej chwili, nieraz nie mogę przez to funkcjonować. Tęsknię, konam, analizuję, wracam myślami i pluję sobie w twarz. Odtwarzam nasze wspólne chwile, łzy, śmiech i ekscytacje. Wszystkie 3, moje najlepsze lata życia i ona…
    Obecna partnerka kocha mnie tak jak ja kochałem poprzednią. Patrzy mi głęboko w oczy, widzę tą iskrę której ja nie potrafię już wykrzesać, a którą potrafiłem skierować do pierwszej miłości. Często mam przed oczami pierwszą miłość zamiast obecnej partnerki. Czasem muszę się ugryźć w język aby nie powiedzieć jej imienia…
    Chciałem odejść od obecnej partnerki ponieważ nie byłem w stanie stworzyć takiego uczucia jak do ex, ale trzyma mnie to że to ja jestem darzony takim uczuciem przez obecną.
    I nigdy,
    przenigdy,
    jej nie zawiodę.
    Ponieważ wiem jak potężne jest to uczucie i wiem co ona czuje.