BLOG

Co robić kiedy życie wydaje się bez sensu

Powtarzające się pytanie w głowie: „Jaki to wszystko ma sens?” jest szczególnie natarczywe kiedy sprawy w życiu nie układają się po naszej myśli lub kiedy czujemy bezradność emocjonalną. Zastanawiasz się nas sensem życia i istnienia. Bywa, że budzisz się rano i pierwsze co analizujesz to właśnie to lub trudne sprawy, zachowania ludzi, porażki, albo obawy o to co będzie dalej z Twoim życiem co w rezultacie doprowadza do tego samego. Jaki jest sens? Po co? Poczucie marnowanego lub zmarnowanego czasu. Czy czujesz wtedy smutek, bezradność, lęk, frustrację, a może złość?

To są objawy problemów związanych z własną egzystencją. Najczęściej dotykają osoby, które żyją już na limitach emocjonalnych. Aby stwierdzić, iż życie nie ma sensu trzeba się tym życiem porządnie rozczarować. Nasze mechanizmy obronne są obrócone przeciwko nam. Nasza samoocena jest niska. Przepełnia nas żal i smutek, gorycz. Jesteśmy w stanie autoagresji. Nie ma znaczenia czy obwiniamy za to innych czy wprost samych siebie. To nasze życie i to my nie dajemy rady. Jesteśmy źródłem własnego nieszczęścia. Niektórzy potrafią się do tego przyznać co przyśpiesza ich wyzdrowienie, ale najczęściej jednak obwiniany jest świat, a tym samym pogłębiamy swoją autoagresję, ponieważ gdzieś w środku i tak wiemy jaka jest prawda. To nasza wina.

Fakt przejęcia odpowiedzialności przeraża bo wraz z nią musi iść odpowiedzialne działanie, a to znów ryzyko rozczarowań. Niska samoocena podpowiada, że nie ma szans aby coś zmienić i koło się zamyka. Iskra logicznego rozsądku nakazuje coś wreszcie zmienić, ale emocje i obronne schematy myślenia bombardują utrzymując nas na poziomie swojego cierpienia. Da się to zmienić. Szkoda czasu i życia. Potrzebujemy pomocy. Sami sobie nie poradzimy. Musimy zacząć nabierać większej świadomości, posiąść wiedzę, zrozumienie, a nawet wsparcie doświadczonego specjalisty, który pomoże nam wyzdrowieć.

 

PROBLEMY (KONFLIKTY) EGZYSTENCJALNE

Nazywam takie pytania, rozważania „problemami egzystencjalnymi”. Pojawiają się wtedy, kiedy przez dłuższy okres czasu doświadczamy bezradności w życiu. Niemocy. Rozczarowania. Nie spełnienia pragnień, marzeń, potrzeb. Braku pomysłu na siebie, swoje życie, kiedy praca nie sprawia satysfakcji, a związki z ludźmi są niespełniające. Nosimy się z wciąż narastającym, bardzo nieprzyjemnym uczuciem/emocją, która zaczyna zajmować coraz bardziej naszą uwagę. Myśli nam się o tym częściej i głębiej. Zaczyna ona dominować wszystko co robimy. Dochodzimy do takiego punku gdzie czujemy, że co byśmy nie zrobili to wszystko na nic, ponieważ nie ma głębszego celu, skoro cierpienie jest wszędzie. W nas, innych, społeczeństwie. Brak sensu dotyka nas kiedy nie odczuwamy spokoju i szczęścia w sytuacji życiowej, w jakiej się znaleźliśmy, albo wtedy, kiedy nasza samoocena jest za niska – nie wierzymy kompletnie w swoją zdolność do życia w społeczeństwie, świecie, pragniemy spełniać marzenia, lecz kompletnie nie wiemy lub nie wierzymy w ich realizację. Zaczynamy popadać w depresję bo jej objawem jest właśnie to wszystko powyższe. (Przy depresji nic nie ma sensu, a przy nerwicy (zaburzeniach lekowych) zależy nam za bardzo na wszystkim, za dużo chcemy kontrolować.)

To przy nastrojach depresyjnych najczęściej doświadczamy głębokiego bólu istnienia, który zaczyna kierować naszym myśleniem w kierunku rezygnacji z siebie, rezygnacji z czynności codziennych, relacji, pracy, ponieważ wszystko wydaje się nie mieć sensu lub podważamy sens wszystkiego.

 

SENS ŻYCIA A SENS ISTNIENIA

Sens życia i sens istnienia według mnie to nie jest to samo. Życie to jest to „jak” żyjesz, a istnienie to jest „fakt istnienia”. Widzisz różnice?

Istnienie nie wymaga sensu. Ono się po prostu dzieje. Czy tego chcesz czy nie. Czy będziesz się to starał zrozumieć czy nie, objąć to umysłem lub emocjami, nie ma to znaczenia. Nic tego nie zmieni. Możesz rozważać o nim, pisać wiersze, powieści, muzykę, rozprawy filozoficzne i nic to nie zmieni. Istnienie po prostu istnieje. Zaistniało i trwa. Trawa, kamień, słońce, Twój organizm, serce czy oko. Po prostu jest. Poszukiwanie natarczywie, zbyt mocno, odpowiedzi na to „dlaczego” zaistniało i istnieje może przynieść jedynie kolejne rozważania filozoficzne lub frustrację. Jeśli od uzyskania tej odpowiedzi coś zależy jesteś przegrany z góry. To ma być traktowane tylko jako ciekawostka życia. Istoty szuka się gdzie indziej. Dlatego trzeba mieć spory dystans do tego i dać sobie prawo nie rozumieć, nie wiedzieć i być pogodzonym. Nic nie stoi na przeszkodzie zgłębiać istnienie jako wspomnianą wcześniej ciekawostkę, hobby filozoficzne i może to przynieść wielką przyjemność. Myśli mi się, że to bardzo uwrażliwia i jednoczy ludzi kiedy zastanawiają się nad takimi kwestiami. Kieruje nasze wspólne myśli na coś większego niż my sami.

Kiedy jesteś spokojny, pogodny, radosny swoim życiem to nie pytasz o istnienie. Po prostu żyjesz, istniejesz. Jeśli jednak Twoje życie czyli to „jak żyjesz” przestanie spełniać Twoje oczekiwania i stanie się ciężkie z powodu przepełniających Cię lęków, żalu, smutków to zaczniesz rozważać sens istnienia! Dlaczego? Dlatego, że być może tam odnajdziesz odpowiedź, która uleczy Ciebie, Twój umysł oraz emocje, serce i duszę (jeśli w nią wierzysz). Zatem podważasz bo cierpisz. Jakbyś nie cierpiał to byś nie podważał. Osoby spełniające swoje oczekiwania nie mają takich problemów. Czy zatem wystarczy tak się ogarnąć, aby spełniać swoje oczekiwania, potrzeby, żeby uwolnić się? Tak. To ważny element wyzdrowienia.

Życie, „Twoje życie” natomiast wymaga sensu, ponieważ to ten sens, ta celowość, to „po co”, jest paliwem emocjonalnym naszego stawiania stóp na ziemi co rano. Czy jesteś tego świadomy czy nie, to gdzieś Twoje osobiste życie zmierza. Jeśli jesteś emocjonalnie związany z tym celem i czujesz tego sens to będziesz chciał żyć. Jeśli jednak tego celu nie masz, to też nie masz sensu żyć. Możesz też mieć cel, ale jeśli nie jest to Twój cel, tylko taki „wypada”, „trzeba”, „tak się robi”, „wszyscy tak robią”, „muszę”, „taka jest rzeczywistość”, to naturalnie nie będziesz widział w tym sensu. Będziesz się wypalał, szedł przez życie jak baranek krocząc w braku satysfakcji. Bo tak trzeba. Zatem ktoś może żyć bo chce, a ktoś inny bo raczej nie ma wyjścia i jakoś trzeba to przeżyć.

Ta druga postawa generuje najczęściej bezsens życiowy, który może doprowadzić do podważenia sensu istnienia. Bo po co żyć, jak nie widzi się sensu własnej egzystencji. To droga męki i frustracji.

To przewlekłe obawy o „swoje życie” jego kształt, przyszłość, oczekiwania jakie ma być, lub oczekiwania innych jakie ma być i znów nasze obawy, że zawiedziemy innych tworzą właśnie depresję, nerwicę (zaburzenia lękowe) oraz inne „choroby” emocjonalne. Nie da się popaść w depresję z powodu zagrożenia istnienia bo ono albo jest w tym momencie tu i teraz zagrożone albo nie. Życie natomiast to niekończąca się analiza i tworzące się przekonania o jego zagrożeniu i też przekonania o zagrożeniu istnienia.

Jeśli Twoje osobiste życie ma sens to ma je również Twoje istnienie, bo uważasz, że Twoje istnienie to Twoje życie. Ludzie traktują życie i istnienie jako jedno. Prawda jest taka, że to nie jest to samo. Należy je rozdzielić, ale jednocześnie pamiętać i bardzo ważnym połączeniu między nimi.

Wychodzi na to, że nasze emocje bezsensu, żalu, złości czy obaw o przyszłość dotyczą tylko naszego życia, wyobrażeń na jego temat, a nie naszego istnienia. Kiedy jednak traktujemy nasze życie i nasze istnienie jako całość będziemy żyli w głębokiej iluzji, że to nasze istnienie jest zagrożone. Wiemy, że to nie jest prawda. Nasze istnienie nie jest zagrożone tylko nasze życie, nasza wizja życia. W przeciwnym razie bardzo łatwo wtedy o dużo nieprzyjemnych silnych emocji w życiu.

Kiedy ostatni raz zagrożone było Twoje istnienie? Ja nie pamiętam kiedy. Czyli kiedy realnie zagrożone było Twoje życie? Podejrzewam, że jeśli nie pędziło na Ciebie rozpędzone auto, albo nie stałeś na skraju przepaści lub nie leżałeś w szpitalu z zagrożeniem życia to tak jak ja nie możesz stwierdzić, że było – ewentualnie bardzo bardzo dawno.

 

SENS WŁAŚCIWY

Sens to czuć się spokojnie, a czasem dobrze czy radośnie i nieustannie do tego zmierzać. Sens to odnaleźć sposób na to by istnieć i czuć się w swoim życiu dobrze z samym sobą. Jeśli przestajesz, to zaczynasz naturalnie podważać wszystko, ponieważ cierpisz i nie możesz znaleźć rozwiązania na to cierpienie. Nie rozumiesz siebie, gubisz się, podejmujesz nierozsądne decyzje, a niekiedy związujesz toksyczne układy z samym życiem.

Sens to „nie cierpieć” w wielkim skrócie, lecz czerpać radość z faktu istnienia poprzez sposób w jaki żyjesz spokojnie, dobrze, radośnie, pogodnie, satysfakcjonująco.

Jeśli sposób w jaki żyjesz zapewnia Ci satysfakcję, spełnienie, czujesz sens w tym co robisz, to przekłada się to automatycznie na sens życia bo zostaje zasilony sensem robienia, a następnie ta dwójka zasila istnienie. Logiczne? Bardzo. Jak Ci dobrze to nie myśli Ci się o istnieniu. Po prostu istniejesz i nie zastanawiasz się nad tym.

 

JAK TO ZROBIĆ CZYLI TRZY OBSZARY PRACY

Aby przestać cierpieć egzystencjalnie należy rozwiązać wiele wewnętrznych konfliktów związanych z przeszłością oraz przyszłością. Poukładać swoje nastawienie do życia, ludzi, a przede wszystkim samego siebie. Zacząć potem realnie wprowadzać zmiany i transformować je namacalnie.

Pracę nad uwolnieniem bezsensu życiowego jak i wielu innych problemów natury emocjonalnej prowadzę trzema torami. Pierwszy to praca z emocjami czyli, rozwiązywanie wewnętrznych konfliktów, a druga to podejmowanie odpowiednich kroków życiowych do wprowadzania realnych zmian. Trzeci to zmiana ważnego podejścia do własnego istnienia. Zaszczepiam moim podopiecznym bardzo ważną ideę: „Czerpać zadowolenie z samego faktu istnienia.” 

Praca nad emocjami to klucz, który pomaga potem podjąć działania w celu zmiany sytuacji. Bez emocjonalnego uwolnienia np. poczucia bezsensu nie ma mowy o zdrowych efektach „terapeutycznych”.

Praca nad postawą i działaniami względem życia zmienia życie. Aby coś realnie zmienić to trzeba zacząć inaczej działać, ale przede wszystkim robić, iść, podejmować decyzje, czekać na ich następstwa i reagować znów dalej.

Czerpanie zadowolenia z własnego istnienia to inny poziom pracy nad sobą. Pierwszy to mierzenie się z obawami, ciężarem i bólem, uwalnianie go, a drugi to działania, konkretne ruchy w życiu, kiedy trzeci jest wypełnianiem siebie pogodą ducha. To niezależne od niczego czerpanie bardzo przyjemnych doznań z przebywania ze sobą samym bez udziału analiz, wymagań, oczekiwań. Proste ćwiczenie, które powtarzane codziennie w każdej wolnej chwili uszczęśliwia. Opiszę je dla Was tutaj:

Ćwiczenie na czerpanie zadowolenia z samego faktu istnienia:

Zatrzymaj się.
Weź kilka oddechów.
Oczyść umysł, puść wszystko, wszystkie sprawy.
Po prostu bądź ze samym sobą bez oczekiwań i aby to było możliwe potrzebujesz skupić się na swojej fizjologii.
Dostrzeż, że jesteś, istniejesz namacalnie, fizjologicznie, poczuj ciało, to wszystko.
Poczuj swoje ciało. Nic więcej. Poczuj je i nie analizuj, nie oceniaj, bądź.
Czuj je.
Wnikaj czuciem głębiej. Otocz swoją uwagą całego siebie od środka. Nic nie wizualizuj. Bądź.
Oddychaj i czuj siebie.

Jeśli Ci przyjemnie, lżej, ciepło i tak lekko to dobrze powtarzaj to jak najczęściej w ciągu dnia, aż do końca życia.

Jeśli jednak czujesz wtedy jakieś nieprzyjemne emocje, takie jak lęk, presja, wstyd czy złość to znaczy, że jesteś w fazie obronnej i Twój organizm wszedł w autoagresje. Bycie bez powodu stało się zagrożeniem. Nie możesz zatrzymać analiz. Trzeba to przepracować i do tego skutecznie. Praca nad tymi emocjami, konfliktami będzie tutaj idealna. Potem możesz uczyć się czerpać z własnego istnienia bez barier.

Wielu z nas tak bardzo przywykło do presji osiągania czegoś w życiu, posiadania czegoś, że nie możemy od tak sobie być, bo narasta poczucie winy za uciekający czas. To straszne kiedy najcenniejsza rzecz na świecie czyli Ty sam to strata czasu! Twoje istnienie to fundament Twojego życia i zawsze musi być na pierwszym miejscu. Musi być doceniane, hołubione i celebrowane. Każdego dnia do końca życia! Inna postawa jest po prostu trująca.

 

ROZDZIELIĆ ŻYCIE OD ISTNIENIA

Rozdziel swoje życie od swojego istnienia. W ten sposób zrozumiesz, że pomimo zależności jaka między nimi jest, Twoje życie nie jest Twoim istnieniem bo istniejesz niezależnie od tego jakie masz życie. Twoje istnienie jest zależne tylko od dwóch czynników takich jak jedzenie oraz brak bezpośrednich zagrożeń życia.

Dla istnienia nie ma znaczenia kim jesteś, jaki jesteś, jak wyglądasz, skąd pochodzisz, ile masz pieniędzy, jak masz na imię, kogo znasz itp. Liczy się tylko sam fakt istnienia. Obecności. Twój organizm taki właśnie jest. Aby istnieć posługuje się życiem.

Dla życia ma znaczenie jak masz na imię, skąd jesteś, jaki jesteś, gdzie, ile masz lat, ile masz pieniędzy, kogo znasz, co umiesz, co zamierzasz zrobić itp., ponieważ bez tego nie żyjesz, nie funkcjonujesz między innymi ludźmi w tym świecie. To klucze do życia społecznego, a więc i życia spełnionego, ponieważ nasza fizjologia potrzebuje innych ludzi. Czy wiesz, że stabilizacja emocjonalna, za którą odpowiada między innymi hormon serotonina wytwarza się kiedy ludzie są z nas dumni? Bądź z siebie dumny i spraw by inni też byli! Jeśli Twoje otoczenie nie chce i nie dostrzega w Tobie tego co najlepsze, to znajdź takie, w którym to otrzymasz i będziesz rósł. To w porządku. Czasem nasza prawdziwa rodzina to nie więzy krwi, ale wzajemny szacunek, wsparcie i przyjaźń.

Rozdzielenie tych znaczeń to klucz do szczęścia bez względu na to jak wygląda Twoje życie. To ostoja spokoju i bezwarunkowego zadowolenia. Nie uczą nas tego. Żyjemy w iluzji życia i istnienia jako jednego. Nie. To nie jest to samo.

Masz życie i oprócz tego istniejesz. Jeśli to rozdzielisz, zrozumiesz, to będziesz umiał bez względu na sytuację bardzo zdrowo ustawić się do zdarzeń życia. Coś się dzieje, nie układa się dobrze, cierpisz, boisz się, ale jeśli wiesz, że to nie wpłynie na stan Twojego istnienia w żaden sposób, a jedynie życia to czujesz od razu większy spokój. Jeśli istnienie zajmie bardziej poważne, większe, mocniejsze miejsce w umyśle i sercu niż życie to zawsze będziesz miał w sobie ostoję spokoju. To warunek udanego zdrowego życia.

Nigdy nie uzależniaj swojego istnienia od swojego życia. Uzależnij swoje życie od swojego istnienia.

 

Wspieram
Łukasz

Ps. Napisz do mnie jeśli chcesz skutecznej pomocy w swoich problemach! Kliknij TUTAJ



78 komentarzy

Click here to post a comment

  • Dziękuję Ci za pomoc…. Jako pierwszy do mnie dotarłeś i wytłumaczyłeś to co mi nie dawało spokoju.

    • Nie umiem poradzić sobie z przeszłością. Nie umiem zapomnieć o zdradzie ukochanego, po latach to wyszło, wyszło również to dlaczego to zrobił, nie z pobudek seksualnych a bardziej żeby sobie coś udowodnić bo był w dużym nałogu a ja wtedy źle to znosilam i nie okazywalam mu ani szacunku ani wsparcia. Jednak to wszystko tak boli, że męczę się już z tym rok i nadal nie mogę wyzbyć się braku sensu w życiu. Od momentu jak to wyszło, miewam lęki, uderzenia gorąca.. Chciałam się rozstać, ale on mi nie pozwolił, ratował to i nadal próbuje, ale to co się z moim ciałem i psychika dzieje to jest jak rak.. Rak który wyżera mnie od środka, na nic nie zdały się psychotropy (trochę pomogly tylko przy lękach, zobojetnialam również) ani terapia.. Dla mnie chyba już nie ma ratunku, byłam radosna i wbrew wszystkiemu miałam cele w życiu, dziś uważam że nie ma po co się ruszać z domu, wsyztsko jest nudne, oklepane, przewidywalne, nie czuje radości z życia, pozostał tylko lęk przed przyszłością, nie ufam ludziom oprócz mojej rodzinie o którą się teraz zaczęłam bardzo bać bo jak ich mi jeszcze zabraknie to zostaje całkowicie sama na tym świecie i żaden facet mi nie pomoże ani potomstwo… Bo na to zwyczajni ie nje będę mieć już ani sił ani chęci. Miewam lepsze dni, ale niestety przeważają te dni z tymi chorymi stanami emocjonalnymi, po prostu mam podstawowy problem ze nie potrafię wybaczyć i pogodzić się z przeszłością, nie potrafię, czy jest dla mnie jakiś ratunek? Mam 28lat a czuje się jak wrak.

      • Witaj, tak jest ratunek. Jesteś bardzo młoda! Jak uważasz dlaczego nie pomogły Ci leki i psycholog?

        • Czesc Lukaszu, co doradziles dziewczynie ukrytej pod pseudonimem Bezsens? Ja chyba jestem w podobnej sytuacji tylo mam 50 lat i pustke w sercu.

          • Zdaje się, że nie napisała do mnie potem ta osoba. Napisz do mnie na maila 🙂

        • Ja mam 11 lat i ten sam problem. Próbowałem mówić o tym mamie ale ona nie chciała mi wierzyć że tak czuję i myślę.

      • To co czujesz i w co jesteś uwikłana to najprawdopodobniej współuzależnienie, przechodziłam to.

      • Doskonale wiem co czujesz… 2 lata terapii i psychotropow nic nie dają wszystko i tak wraca.. sa dni ze mam ochote wyjsc z domu i isc przed siebie tak po prostu isc na ile sil mi wystarczy..

    • Nic nie musi być 🙂 Stwierdzając to przyjmujesz raczej, że nie wiem co z tym zrobić, albo nie chce z tym nic zrobić. W każdym przypadku warto sięgnąć po pomoc kiedy coś wykracza poza nasze umiejętności, a zależy nam!

  • po przeczytaniu tego jestem pewien że mam depresje jak cholera ale którego ze mnie należy leczyć to nadal nie wiem ale mam wrażenie że długo to nie pociągnę już

    • Dominik potrzebujesz pomocy i polecam całym sercem zgłosić się do poradni zasięgnąć opinii!

  • Co jeżeli sensem życia jest właśnie sens istnienia, a brak sensu istnienia powoduje brak sensu życia? Rozmyślam nad sensem istnienia, który jest opisany (tak jest i już), czyli istnienie jest przymusem natury. To z kolei jest sprzeczne z moim postrzeganiem rzeczywistości, bo nic nie może być narzucone, a jeśli jest to jestem niewolnikiem systemu. Żyję, bo zbliżanie się do śmierci bardzo boli, wręcz nie do wytrzymania.
    Reasumując nie widzę sensu, życia bo nie widzę sensu istnienia, ale nie mogę się zabić bo ogranicza mnie ból cielesny, fizyczny. Znajduję się w pułapce życia w której się męczę jak w ostatnich chwilach mysz zatrzaśnięta w kleszczach pułapki. Dla mnie nie ma już ratunku, nawet psychiatrzy mówią cyt. „Nie mam na to czasu”. Masz jakiś złoty środek na to czy dalej próbować ze sznurem, aż oswoję się z bólem i go przezwyciężę?

    • Mateusz chciałbym na początku zaznaczyć, że wiem co czujesz bo miałem dokładnie taki sam dylemat. Jest tutaj pewna nieprawidłowość w Twoim myśleniu, ponieważ to myślenie jest dyktowane bólem, walką oraz cierpieniem. Jakby postrzegał ten temat człowiek, który czułby spokój, komfort i pogodę ducha?
      Człowiek czuje się uwięziony tak jak Ty kiedy walczy. Uzależniasz sens istnienia od czegoś co ma nadać sens temu istnieniu i cele osób tak robi, a Ci którym to się uda są OKEJ z własnym życiem – choć tracą sens kiedy tracą powód sensu. Aby nie być zawieszonym i uwięzionym potrzebujesz uwolnić się od swojego oczekiwania, że Twoje życie ma mieć sens dzięki czemuś! a z drugiej strony szukać nie tyle czegoś co da sens, ale czegoś co będzie powodowało w Tobie samorealizację. To zdrowa kombinacja. Są przyczyny Twojego stanu i jest to związane z cierpieniem, ktore przez wiele lat w sobie nosisz. Stało się to Twoim automatem i możesz już nie pamiętać jak to jest ni cierpieć. Stąd takie egzystencjalne cierpienie. Aby z tego wyjść musisz przestać cierpieć. Aby przestać cierpieć, trzeba pracować nad emocjami i rozwiązywać konflikty emocjonalne nazbierane od dziecka, aż do teraz! Napisz do mnie na maila. Pomogę Ci.

    • Witaj Mateusz. Czy coś się u Ciebie zmieniło? Piszę, bo według mnie życie jest nieciakwe i w większej części smutne, abstrahujac już od rozmów o jego sensie. Ale dla mnie – być może w przeciwieństwie do Ciebie (?) – życie jest łatwe. Być może dlatego też nie mam już żadnej motywacji do życia? Kiedyś moje życie było koszmarne, miałam nawet kilka prób samobójczych, ale – wbrew pozorom -wtedy na codzień, miałam więcej chęci do życia , niż mam teraz. Bo wtedy chciałam wyjść z tego impasu i zacząć żyć normalnie. A teraz ? Co? Zyje normalnie. A życie (przynajmniej moje) jest szare, bure i ponure. Nie daje mi zadnej satysfakcji. I nie potrafię sobie wyobrazić, że to się zmieni. U Ciebie się coś zmieniło? Znalazłeś sens?

  • „Trzeba żyć, a nie tylko istnieć”, przypomniałam sobie, Plutarch. Ciekawi mnie jak rozdzielność życia i istnienia ma się do takiego twierdzenia: ” nie masz życia, Ty j e s t e ś życiem”? Trudno zaprzeczyć, jestem życiem. Ufam, że rozważania na poziomie nazewnictwa nie są jałowe, stwarzają i porządkują, dlatego chciałabym się rozprawić z „jesteś życiem”. W konsekwencji takiego myślenia zyskam, czy wpadnę w pułapkę i stracę? :/

    • Jaką pułapkę? A może jesteś i masz? Jesteś bo całe życie jakie masz w sobie składa się na Ciebie, ale też masz bo bez Ciebie świadomego to życie długo nie pożyje, bez Twojego rozsądku i uważności. Wiele odruchów automatycznych bez Twojej świadomej pomocy doprowadziło by do silnej autoagresji. I jesteś i masz. Komplet i duet życia.

  • Co mnie bardzo męczy to głównie tez pytanie po co to wszystko skoro wiadomo że umrzemy. Rozumiem że istnieniejemy mimo wszystko ale to frustrujące codziennie o tym myśleć.

    • Właśnie mnie też to zastanawia po co żyjemy jak i tak umrzemy i jeszcze jedno co to za różnica czy umrzemy teraz czy za 20 lat czy 30 jak to i tak to samo i po co się męczyć przez całe te istnienie…:/

      • A jest rocznica między męczeniem się z tą myślą 30 lat aż do śmierci, a byciem wolnym od tej myśli i przeżyciem tego czasu spokojnie czy w ciekawości świata? 🙂

  • Odwrócę pałeczkę, ja na przykład rozumiem co to sens istnienia, żyje w nadziei, że ten sens ma sens, lecz żyje tak, że miesiąc cieszę się większością chwil, czuje spokój, a 3 miesiące wstaje rano pocieszając się tylko tym że zaraz sobie posłucham muzyki w aucie, wracam z pracy i gdy wchodzę do domu czuje niechęć, bezsens, bezradność. Nie wiem czy nie rozumiem sensu życia, czy może sens życia jest dla mnie również sensem istnienia. Wiem, że jakieś zmiany mogą mi pomóc mimo to boję się odważnych decyzji.

    • Dla każdego coś innego może być sensem jego życia. Rodzina, praca, marzenia, talent, ale kiedy człowiek przechodzi kryzys egzystencjalny to szuka czegoś uniwersalnego i z pomocą przychodzi duchowość albo biologia. Sens życia to balans serotoniny i kiedy jej brak to zaczynamy mieć problemy. Serotonina wytwarza mózg kiedy uważamy, że robimy coś ważnego dla siebie i innych, kiedy inni są z nas dumni, kiedy robimy coś razem i to do czegoś prowadzi. Dlatego uważam, że problemy z sensem życia to problemy społeczne, międzyludzkie, każdy kto ma takie problemy ma problem z ludźmi, z relacjami, jest bardzo bardzo samotny. Wiem bo kiedyś sam byłem. Dopiero kiedy połączyłem kilka kwestii i popracowałem nad nimi to złapałem tę równowagę. Uwolniłem lęk, że moje życie nie ma sensu i nie będzie miało, a potem zabrałem się za relacje oraz kwestie zawodowe – postanowiłem robić to co uważam, że ma sens niezależnie od tego czy uda mi się z tego żyć. Po jakimś czasie już nie pamiętałem co to znaczy zastanawiać się nad sensem życia. Kiedy piszesz o tym wracaniem do domu to może właśnie świadczyć o tym, że coś jest w relacjach w samym domem, że tam odpalają się lęki, konflikty, bezsens, brak celu, ciągła presja. Zależy od przypadku. Jeśli chcesz nad tym popracować to zapraszam do współpracy! 🙂

      • człowieku, jesteś genialny. Uwielbiam czytać twoje odpowiedzi i artykuły. Bardzo pomagają ale nie zapominaj o sobie, pewnie chcesz pomagać ale pamiętaj że jeśli potrzebowałbyś pomocy to też są ludzie gotowi Ci pomóc. Życzę miłego dnia i dziękuję za to że jesteś

  • Nie widzę sensu żeby dalej żyć. Zawsze pragnelam milosci, rodziny, przyjaciół. Ale jest że mną coś nie tak bo wszystko co robie sprawiło że zostalam sama. Rozwiodlam się bo nie dalam rady żyć z kimś kto podważa moja wartość i wiare w siebie. Po rozwodzie nabrałam pewności siebie, stalam się bardziej odważna. Tylko to nic nie dało ,jestem sama. Zawsze bałam się że skończę jak moja mama, sama w pokoju z krzyzowkami jako jedyna rozrywka. Zrobilam prawie wszystko żeby tak się nie stało. Nie siedziałem w domu, chodzilam na imprezy, zapisałam się na portale randkowe. Niestety skończyłem dokładnie tak samo jak moja mama. Tylko zamiast krzyżówek mam telefon. Podobno moja podświadomość chce żebym była sama . Nie rozumiem tego skoro ja wręcz wyje z rozpaczy i samotności. Modlilam się do Aniołów Boga . Wszystko na nic. Jestem sama,pisze to A łzy ciekna mi po policzkach.

    • Aniu spotkasz odpowiednich ludzi w odpowiednim czasie. Szukanie kogoś z samotności nie może być CELEM życia a efektem ŻYCIA(użyte w czasowniku).
      Sam przechodziłem podobny okres i walka ciągle trwa.Samotność nieźle ryje mózg. Powodzenia.

    • „Rozwiodlam się bo nie dalam rady żyć z kimś kto podważa moja wartość i wiare w siebie” – jeżeli ta osoba nie wykazywała żadnej chęci zmiany w tych aspektach, to wykonałaś raczej dobry krok, ponieważ to nie jest partnerstwo, czy zdrowy związek dwóch dorosłych osób. 🙂

    • ja tez jestem Sama I nie potrafie pokonac leku .boje sie byc sama ,I nie wiem co dalej robic .nie mam pomyslu ,nje mam nadziei . podaj mi swoj email to moze popiszemy.

  • A co jeśli doskwiera mi chroniczna samotność?
    Przez nią człowiek ma znacznie inne postrzeganie świata i swojego bytu. W takim przypadku ciężko cieszyć się swoim istnieniem a co dopiero szukać sensu czegokolwiek.
    Wydaję mi się, że sens bytu ludzkiego nigdy nie będzie mieć sensu, bo w życiu chodzi o to żeby głównie żyć.

  • Dziekuje za te informacje kture nie potrafiłam opisać i od kilku lat obwinialam swojego chłopaka za swoje emocje a tu proszę ktoś wkoncu wytłumaczył mi o co chodzi .dziekuje

  • „Czy jesteś tego świadomy czy nie to gdzieś Twoje osobiste życie zmierza”
    Nie rozumiem tego zdania.

    • Wybacz – moja dysleksja 🙂 Na szczęście niebawem wszystkie teksty będą poprawione. Lepsza forma zdania: „Czy jesteś tego świadomy czy nie, Twoje osobiste życie gdzieś zmierza.” Chodzi tutaj o to, że Robiąc coś czy nie, wszystko się toczy i nawet brak ruchu spowoduje jakieś konsekwencje. Będąc świadomym możemy wybierać, a nie będąc, we śnie, zdani na reakcje automatyczne raczej jesteśmy pchani niż coś sami realizujemy. Coś realizuje drogę za nas. Warto być świadomym i mieć wpływ! Wspieram!

  • A co jeśli to rodzice mnie blokują? Nie moge sie buntować bo dostane kare, a z drugiej strony czuje sie coraz gorzej słyszac jak mam coś zrobić bo inaczej czegoś mi nie pozwolą, albo że mam tak nie mówić, mam mieć lepsze oceny i uśmiechać sie zawsze. Ja poprostu nie wiem jakie jest dobre wyjście. Zostały mi dwa lata ale codziennie czuje sie coraz gorzej, bo trace mój czas tutaj. To prawda że sie ich boje, ale nie rozumiem jak miałabym to zmienić. Nic mi nie pomogło ani internet ani pani psycholog, która powiedziała moim rodzicą, że musimy tylko pogadać z czego wynikło jedynie że mam z nimi więcej rozmawiać, bo sie zamykam. Pytanie jak mam tego nie robić gdy to oni komentują wszystko co robię.

  • Siemka. Mam 15 lat i niewiem co się ze mną dzieje. Od około roku/półtora jest źle, bardzo źle (bywałem lepsze momenty ale przez większość czasu czuje totalną pustkę) , mój problem polega zarówno na zdrowiu psychicznym jak i fizycznym, gdy byłem młodszy zawsze byłem pogodny a teraz jestem odwrotnością siebie, dużo osób napewno potraktuje to jako „bunt nastolatka” ale wydaje mi się że to jest coś więcej, jestem wyśmiewany za to że jestem aspołeczny, chudy i ogólnie tego typu rzeczy ale to nic bo ja mam duży dystans do siebie, więc to mnie aż tak nie boli, nawet nauczyciele którzy nie są zbyt wyrozumiali na tych „zdalnych” to w nich też nie tkwi problem, problem właśnie tkwi w tym sensie, co nie zacznę (jakieś hobby) to już mnie nudzi bo nie czuje w tym sensu do tego właśnie jeszcze dochodzi to że kiedyś bez problemu nawiązywałem nowe kontakty, a teraz, teraz to nawet dziewczyny się ze mnie śmieją z mojego braku wysłowienia i ogólnie ze mnie, w skrócie mówiąc jestem beznadziejny i do niczego, do tego te dni się jeszcze tak dłużą, kiedyś czas mi leciał jak starzała, a teraz stoi prawie że w miejscu, wiele osób pewnej stwierdzi że to przez tą kwarantannę ale kto jak kto ale mnie ta kwarantanna poza zdalnymi lekcjami w ogóle nie dotyczy, bo zawsze mało wychodziłem z domu co też jest powodem do naśmiewania się że mnie że jestem aspołeczny, ale uważam poprostu że się krótko mówiąc wypaliłem, mimo że nie straciłem tak naprawdę nic, to straciłem wszystko co w życiu najcenniejsze, czyli ten sens. Pozdrawiam i życzę państwu miłego dnia/wieczoru

  • A co jeśli nie widzę sensu życia przez kompleks życiowy ,który jest ciężki i drogi do wyleczenia i staram się jak mogę ,a życie nadal tylko daje w kość , co jak tylko czuje ból i smutek i nic więcej ? Co jeśli zostałem sam i sam muszę się wzmagać z tym problemem i spędzać wieczory albo sam albo z rodziną i nie tylko wieczory ,bo bezsens mojego życia jest na tyle duży przez ten kompleks że ta bariera wszystko zablokowała , a wyleczenie tego kompleksu jest długo czasowo ?

    • Najważniejsza rzecz to uniezależnić się emocjonalnie do tego faktu posiadania kompleksu. Bez względu na taco to jest liczy się stosunek emocjonalny do tego. Co by było gdybyś reagował spokojem na istnienie tego czegoś? Nie wzbudzałoby emocji? Czy wtedy można by było skupić się na tych wszystkich innych aspektach życia, ktore są warte uwagi? Jeśli mówimy o braku sensu życia, to mówimy o bólu emocjonalnym, który przesłania przeżywanie życia na naszą miarę i tak jak możemy.

      • gdybym wyleczył ten kompleks to owszem mógłbym zacząć żyć i nie przejmować się tym ,niestety wyleczenie tego jest pieniężnie bardzo drogie

  • Pierwszy człowiek który opisał dokładnie to jak się czuję… Szukałem w internetach odpowiedzi na to, jakieś różne choroby psychiczne, jakieś fizyczne, połowa przypadłości się zgadzała, połowa nie, natomiast tutaj co jest opisane to jest dokładnie w 100% zgodne, niech Pan Łukasz mi doradzi bo ja nie wiem czy to ja sam robię sobie jakiś problem psychiczny czy to ma tak reszta społeczeństwa.

    Zacznę od tego że w życiu praktycznie zawsze byłem sam, w podstawówce, wiadomo jak to w podstawówce, są te koledzy koleżanki, w gimnazjum miałem pewnego przyjaciela, myślałem że jest tym przyjacielem, potem okazało się że był zdrajcą i oszustem, moje życie szkole to była udręka, zawsze marzyłem aby być dorosłym i chodzić do pracy, wtedy ta żmudna szkoła i męcząca się skończy. Zmieniło się to w 2017 (17 lat) gdy zmieniłem kierunek nauki po nieudanym roku szkolnym, poznałem jednego chłopa który zmienił moje życie, wypady, slążenie się po szkole po całym mieście, wszystkie pozytywne emocje, w szkole też byłem zauważany przez nauczycieli i chwalony za to czego inni nie potrafili zrobić, czułem się wtedy super jakbym mógł góry przenosić, miałem jednego kolegę inteligentnego z klasy z którym prowadziłem ciekawe zawsze konwersacje, wtedy zacząłem widzieć w kolorach i przekonałem się jakie jest to super chodzenie do szkoły, lata mijały a moje samopoczucie dzień w dzień było na maksymalnym poziomie, nastał 2020 koniec szkoły (wtedy ogłosili stan pandemiczny więc 13 marzec to był ostatnim dniem kiedy się z nimi widziałem a potem to tylko egzamin i zakończenie roku, wydaje mi się że nie byłem na to przygotowany bo to stało się tak nagle) i co (z przyjacielem nadal mam kontakt, chociaż nie chodzimy już razem do szkoły to nadal mam kontakt i uważam że ten kontakt się nie urwie więc nie wspominam tutaj o nim) powrót do domu i ryk i płacz w niebogłosy, nie pamiętam kiedy tak ostatni raz leciały mi łzy… Przez miesiąc nie potrafiłem się pozbierać i codziennie chodziłem przygnębiony i od tego czasu się zaczęło, brak sensu życia, sens istnienia, po co mam żyć i coś osiągać skoro na samym końcu i tak czeka mnie śmierć? Po co zawierać jakieś interakcje między ludźkie i zaznajamiać się z nowymi osobami skoro na samym końcu i tak się to skończy? Za mało nacieszyłem się tym „życiem szkolnym” dopiero od 2017 poczułem radość i chęć chodzenia do szkoły, nie chce już chodzić do pracy bo wiem że tych odczuć bycia w szkole już nie będzie, chce dalej czuć to uczucie chodzenia do szkoły a nie uczucie „chodzenia do pracy” dopowiem że nie mam jak spotykać się z nikim o tych samych zainteresowaniach jak ja, mam 2-3 osoby ale je interesuje co innego i wiem że też mają ciężką sytuację życiową… Gdybym miał pewnie takie osoby to takiego problemu z sobą bym nie miał. W skrócie czuję się sam na tym świecie, czuję się jakby nikt mnie nie rozumiał a świat tylko chce zrobić abym coraz bardziej cierpiał i cierpiał oraz pogrążał się w tych ciemnych emocjach i był sam.

    Więc Panie Łukaszu zapytam się Pana po opisaniu mojej sytuacji, co mi jest??? Czy to uczucie pustki? Czy brak sensu życia?? A może strach przed zmianami w życiu bądź przed pracą czy strach przed dorastaniem??? Nadmienię że mam aktualnie 21 lat, chciałbym aby ktoś mi wytłumaczył co robię od roku źle i pokazał właściwą drogę czy nawet poradził aby zapisać się na jakieś leczenie. Jeśli chciałby Pan Panie Łukaszu poznać więcej szczegółów bądź mi doradzić co mam dalej robić i jak się z tego wyleczyć jestem skory napisać do Pana na emaila. Dziękuję bardzo serdecznie z góry.

    Pozdrawiam!

  • Życie jest trudne. Bardzo często problemy finansowe powodują że człowiek nie widzi sensu. Mamy troje dzieci i gnieciemy się w ciasnym mieszkaniu, jest naprawdę ciężko. Szans na polepszenie sytuacji brak. Inaczej to planowaliśmy ale nie wyszło. Wychowanie nastolatków też jest trudniejsze niż myślałam, do tego doszły kłopoty zdrowotne dzieci a trzecie dziecko to jeszcze maluch. Mam często wszystkiego dość, ciągłe obowiązki, pranie, gotowanie, brak odpoczynku, brak jakiejkolwiek rozrywki…… Wiele lat temu zostałam w domu z dziećmi bo ciągle chorowały, nie było jak tego godzić z pracą i mam też poczucie porażki życiowej przez to, zdziczałam, mam kompleksy, zmieniłam się z towarzyskiej osoby w odludka, często płaczę…
    W życiu trudno być szczęśliwym bo ono samo pisze scenariusze.

    • Co to za problemy w porównaniu do moich gdzie zostałem praktycznie sam i nie ma sensu życia.

      .

  • Bardzo podoba mi sie ten fragment: „Wielu z nas tak bardzo przywykło do presji osiągania czegoś w życiu, posiadania czegoś, że nie możemy od tak sobie być, bo narasta poczucie winy za uciekający czas…”.
    Presja posiadania domu, mieszkania, samochodu, drugiej nieruchomości na stare lata….
    Mam 40 lat, wyjechalam 10 lat temu do pieknego kraju, gdzie zyje mi sie wspaniale, zalozylam rodzine, poznalam wspanialych ludzi, zwiedzilam piekne miejsca, znalazlam pasje swojego zycia, ktora mnie uskrzydla. Ale ciagle jeszcze nie kupilam domu, ciagle wynajmuje mieszkanie.
    I tu sie zaczyna problem. Od 3 lat wszyscy wprost naciskaja pytaniami, dlaczego nic nie kupilismy, ze pieniadze nam gnija na koncie, czemu nie wrocimy do Pl i nie kupimy czegos, ceny ida do gory, inflacja, banki nie daja kredytow, nie oplaca sie juz budowac domu, bo materialy sa za drogie, nie oplaca sie kupowac mieszkania bo…..
    Od tych 3 lat mamy ciagle cisnienie. Te cisnienie zafundowali nam znajomi i rodzina. Bo do tej pory zylo nam sie fajnie. Teraz nie spie po nocach, mam depresje, poczucie uciekajacego czasu, zmarnowanego czasu, ciagle sie klocimy z mezem, czujemy sie jak nieudacznicy, a biedne dzieciaki ciagle sie przygladaja temu, nie rozumieja, co sie z nami stalo. Bo przeciez do nie dawna cieszylismy sie z kazdej wycieczki rowerowej.
    Nauczka na zycie: Nie warto sluchac ludzi, bo oni krakac zawsze beda, a nie zawsze madrze.

    • Dokładnie. To właśnie ta „mądrość” i „wszechwiedza” bliskich ciągnie nas w dół…bo nie rozumieją że każdy ma swoje priorytety. Niestety tak jest i trzeba to olać, tylko że wtedy zostajemy sami i też jest źle. Toteż najważniejsze jest mieć wokół siebie ludzi podobnie myślących…tylko gdzie oni są!!??

      • „Toteż najważniejsze jest mieć wokół siebie ludzi podobnie myślących…tylko gdzie oni są!!?? „Tutaj

    • Nie możliwe, że wszytko. Nie chce Ci się żyć, czy życie jest za trudne? nie uważasz, że możesz sobie robić krzywdę takimi przekonaniami, korę mogą nie być prawdziwe?

  • A co jeżeli od dawana wiesz, że istniejsz i przez to zdajesz sobie od dawna sprawe, że wszystko jest tylko ulotną marnością, dlatego tracisz zainteresowanie utożsamianiem się z czymkolwiek, tak że itnienie robi się przykre i męczące ?
    Czy na to też sa jakies rozwiązania ?
    Czy da się na nowo żyć, zapominając o istnieniu wobec którego wszystko, co zwiazane z zyciem jest tylko etykietką lub zabawą zmysłów, tęsknię za życiem i zapomnieniem o tym, że istnieję.
    Jak zanurzyć się w życie, kiedy poznalo się, że wszystko to iluzja ?

    • To wtedy świadczy to o tym, że nie jesteś pogodzona z tym stanem rzeczy i toczysz konflikt. Da się to rozwiązać 🙂
      Jeśli przestaniesz się bić z tym co uważasz, a będziesz to przyjmowania jak fakt, to chęć życia sama urośnie. Przykrość i zmęczenie to objaw walki, która zamiast łączyć w życiem na większej świadomości, oddala Cię od niego.

  • Mi poprostu nic nie jest w stanie dać satysfakcji z życia, cokolwiek bym sobie wyobraził, jest dla mnie nudne w skrócie, dosłownie wszystko, co mam na wyciągnięcie dłoni oraz to na co musiałbym pracować wiele lat, poprostu kiepskie jest wszystko

    • Na pewno jest tego powód 🙂 Polecam odbyć rozmowę z lekarzem psychiatrii albo psychologiem, ponieważ może to być objaw depresji!

  • A ja nie widze sensu w pasji przez co też jej nie mam bo „chce” ewoluować i odkrywać to co nieznane ludzkości naprawiać różne problemy np teraz ekologia a słowo „chce” bardziej oznacza że nikt inny nie jest wstanie tego zrobić i że ja to „moge” zrobić ale czuje że musze a pasje…. pasja: rysowanie – porysuje se i nic nie ewoluuje tylko zmarnuje czas który mógłbym poświęcić na ewolucje(stawiam ewolucje na najważniejszą gdyż bardzo chce wiedzieć jak działa wszystko, chce podróżować w kosmosie a to wszystko wymaga ewolucji) kolejna rzecz tradycje – pocoto komu??? po co człowiek zamiast ewoluować ma ozdabiać choinke i życ przez pewien czas w przekonaniu że są swieta i jest super i niesamowicie – bezsens. taniec – no takiego idiotyzmu to aż wstyd widzieć w 21 wieku – ludzie słyszą fale dźwiękowe(muzyke) i sie do niej poruszają – i co to jest???? celem ludzkości nie jest reewolucja poruszanie sie do fal dzwiekowych i utrzymywanie tradycji. kolejna rzecz – ludzie chcą wyleczyc raka, poznać anatomie mózgu – *więc świetnym sposobem na to bedzie brak mozliwości badania zmarłych ciał z powodu właśnie TRADYCJI bo wiara w boga to nie jest coś co warto robić bo to napewno istnieje jest to taki sam błąd jak robienie wojny- jest historia i jest zbadana po to by wojen nie tworzyć, to tak samo wiara w boga – po to jest historia żeby zobaczyć ze ludzie przez wieki zmieniali swoje religie i zakazanie ewoluowania nauki o mózgu przez utrzymywaną od około 2000 lat tradycje wiary w boga(który jest wszechwszystkący dobry i kara zło – brzmi bardzo realnie, już nie mówie o tym że nie tylko są dowody na „boga” ale też na wiekszości wszystkich innych z 30000) – no i co to jest??? załamuje sie ludzkością…. a jeszcze co do pasji to własnie dlatego jej nie mam po co mam przeżyć życie nic nie robiąc dla ewolucji i to jest mój problem i ja nawet bym nie chciał być tak mądry fajnie by było gdybym był przeciętny – mógłbym se nwm poćpać pochlać i sie pocieszyć z powou tego że własnie to robie i nie myslec o niczym innym. dążąc do tego stawiam sobie cel do którego dąże z przymusu który sam sobie stworzyłem i nie jest to moją pasją ale czyms do czego czuje powinność. a sens istnienia… takowego nie ma wszystko do czego może dojść człowiek jest skończone – nawet jak by świat był nieskonczony człowiek osiągając małą czesc jego wiedział by prawie wszystko o wzsystkim bo wszystko inne co nieodkryte było by bardzo podobne do czegośco już jest odkryte. a sensem życia jest dla mnie ewolucja dążenie do opisanego przed chwilą stanu gdzie sie jest na „trybie creative” można robić wszystko co sie chce ale… wtedy też wszystko traci sens i bedą ludzie którzy by sie cieszyli bardzo ale też tacy którzy by chcieli zrozumieć fakt że wzsechświat trwa od nieskończoność przed i będzie trwał wiecznie – no ok naukowcy szacują że wszechświat ma 13,8 mld lat ale przed tym… przed tym… przed tym i tak było coś – coś może być nawet pustką bez przestrzeni ale było to coś sam fakt że było ZAWSZE – czyli jesg nieskonczony tak samo z przestrzenią – nie ma czegoś takiego jak punkt graniczny – jeżeli nawet to tylko pod wzgledem tego ,że by był tak gorący że by nie przeleciało przez to nic zywego i ludzie ten 2 typ by szukał odpowiedzi na to jak coś moze byc nieskonczone zamiast sie poprostu cieszyc… wiec sensem życia jest dążenie do ewolucji a sensu istnienia na koncu i tak nie ma są tylko pojedyncze cele które po rozwiązaniu ich wszystkich ludzkośc nie ma celów i wszystko jest takie niefajne. ja czuje sie jak własnie w stanie gdzie wszystko jest rozwiązane mimo że wiem ze nie jest poprostu celów które moge rozwiązywać jest bardzo mało i to jest mój CEL a NIE pasja
    a pasji nie mam bo uważam to zbędne do ewolucji czyli OBECNEGO FAKTYCZNEGO CELU ISTNIENIA… ale narazie trzeba czekać na masowy wzrost inteligencji albo kogoś kto bedzie na tyle inteligenty by stworzyć małe grupki nadludzi zmieniając dna i nadludzie przejeli by ludzie (ludzie zostaliby zabićy przez nadludzi / zostali ulepszeni świat stałby sie lepszy pod wzgledem realizacji faktycznego celu istnienia i jest to dla mnie bardzo smutne że sie urodziłem z inteligencją na tyle wysoką by to zrozumieć ale na tyle niską by to zrealizowac i jestem w punkcie zerowym nie chce reewoluować miec pasje i je robić ale nie jestem w stanie realizować celu istnienia :(((

  • Nie podoba mi się, że muszę żyć. Nawet gdyby życie, nawet gdyby istnienie (!) miało sens…Nie mam żadnej motywacji, żeby w nim uczestniczyć.

  • Najpierw choroba mamy, potem utrata pracy, potem choroba i śmierć ojca, pandemia spędzona samotnie w izolacji w końcu wojna na Ukrainie inflacja minimalna emerytura i mama w wieku 93 lat w domu opieki leżąca lata w depresji. Zostałam całkowicie sama w wieku 60 lat nie widzę przyszłości przed sobą. Nie mam dzieci, męża, rodzeństwa. kogoś kogo bym kochała i ufała mu z wzajemnością. Jak znaleźć siłę do dalszego życia.

  • Od dłuższego czasu nie wiem po co jestem. Zmagam się z depresją i lękiem. Tracę czas. Do tego pragnienie, o którym nie zdawałam sobie sprawy i któremu też zaprzeczałam, się nie spełni. Ten rozdział jest zamknięty i nie mogę już nic z tym zrobić. Przeżywam żałobę.
    Twój artykuł powyżej jest w punkt.

  • Zastanawia mnie część wstępu. Czy sformułowanie, że „i tak wiemy w środku że to nasza wina”, odnosi się do tego że jest to nasza wina? Każdy „bezsens”, lęki czy depresja jest w rzeczy samej zawsze naszą winą?

    • To nie nasza wina, że tak jest, nie wybieramy cierpienia świadomie, ale naszą winą może stać się brak zaopiekowania się tym. Bezsens to wynik długiego czasu nagromadzonego cierpienia, które zaczęło wpływać i przenikać spojrzenie na życie. Obwiniamy się za swoje emocje czy tego chcemy czy nie, bo to my czujemy, bo to my nie wiemy co z tym zrobić. Obwiniamy się choć nie powinniśmy, bo nie mamy pełnej kontroli nad powstawaniem tego. Mamy jednak wpływ na to co zrobimy dalej z tym jacy jesteśmy, jak myślimy, jak możemy się czuć dzięki pracy nad sobą. Trzeba wziąć odpowiedzialność za siebie i swój ból, a potem w drodze terapii uwolnić ból i bezsens. Znów poczuć sens życia.

      • O matko jakie to ciężkie ;( chce się płakać
        Z jednej strony mam świadomość że za dużo było w moim życiu cierpienia, kilka lat się to kumulowało i pękłam
        Z drugiej strony czuję winę, bo uważam że powinnam kontrolować swoje emocje zawsze, wszędzie w każdej sytuacji ale naprawdę w pewnym momencie mnie odcięło.
        I wiem że to nie moja wina, i że nie moja 🙈 Nie wiem. Matko to takie ciężkie

        • Ta powinność z czegoś wynika i najczęściej z wymagań otoczenia, bliskiego otoczenia od dziecka, bo to od niego czerpiemy wzorce jak „powinno” się zachowywać przez naśladowanie i oczekiwania. To naturalne, że Cię odcięło bo ile można w sobie nosić walki? To taki rozdźwięk pomiędzy tym jak wierzyliśmy, że trzeba a tym co czujemy od zawsze. Bardzo gorąco zachęcam do podjęcia terapii. Małymi krokami i z czasem rzeczy staną się prostsze i lżejsze.

          • Właśnie z jednej strony wiesz że straciłeś nad sobą kontrolę, psychicznie się wysadziłeś. Łączysz to z tym że naruszano twoje granice, stres, zbyt wiele problemów i 0 wsparcia… wiele składowych, ale w środku nadal czujesz zawód, że to Ty powinieneś o siebie zadbać… że to Ty dopuściłeś, żeby te rzeczy tak cię zniszczyły, że powinieneś się chronić… bardzo ciężkie, zastanawiam się czy uda mi się kiedykolwiek tego pozbyć. Tyle lat to się kumulowało… jest tak ciężko…

          • Ta depresja jest wynikiem właśnie niewyrażonego bólu i smutku. Takie mam wrażenie, jak teraz spuszczam ten ból płacząc i wyżywający gniew co noc to widzę różnicę. Tylko że w pewnym momencie tego bólu jest tak dużo że trzeba by było wybuchnąć i oszaleć żeby się go pozbyć. Dlatego organizm się wyłącza tak mi się wydaje