BLOG

Wywiad dla audycji Głośnodaj w Radiofonii 100.5 FM

Wystąpienie w audycji GŁOŚNODAJ w Radiofonii 100.5 FM było niezwykle przyjemnym, wartościowym i budującym oraz motywującym dla mojej dalszej pracy wydarzeniem. Prowadzący audycję Paweł Mędrek oraz Anna Mikosz są świetnym duetem i bardzo ciepłymi, inteligentami ludźmi. Swoją swobodą i zaangażowaniem tworzą atmosferę lekkiego i swobodnego stanu flow.

Pytania jakie przygotowała Ania były konkretne i przemyślane. Dobrze wyczuła temat dlatego, że praca nad sobą nie jest jej obca. Paweł zadbał o techniczne sprawy wywiadu. Pełen komfort. Wywiad zapadł mi w serce, ponieważ był moim pierwszym radiowym wystąpieniem, a do tego bardzo bardzo twórczym, satysfakcjonującym.

 

Poniżej udostępniam Wam nagranie z wywiadu i nie tylko! Postanowiłem wykorzystać pytania jakie zadała mi Ania i jeszcze raz, już na spokojnie, odpowiedzieć na nie tutaj. Będą różniły się od tych na nagraniu i dlatego jest okazja do rozpisania się. Nie zdążyliśmy odpowiedzieć na wszystkie, więc materiał będzie tutaj rozszerzony! Mam nadzieję, że to będzie dla Was fajna lektura rozwojowa, uświadamiająca, jak również zachęcająca do korzystania z Metody Ok, może tak być!©

a

WYWIAD ROZSZERZONY:

 

Co to jest Ok, może tak być i o co chodzi?

To metoda, którą opracowałem aby pomóc sobie w swoich problemach. Potem z jej pomocą zacząłem pomagać innym i w rezultacie okazała się powalająco skuteczna. Chodzi o to, aby poczuć ulgę, osiągnąć stan spokoju i klarownego myślenia poprzez zastosowanie odpowiedniej procedury, schematu działania względem problemów. Metoda jest prosta. Składa się z kilku kroków. Potrzebujesz przejść jedynie przeszkolenie jak nią pracować i to wszystko. Im więcej masz kompetencji w stosowaniu metody tym lepsze masz efekty. Im więcej procesów zrobisz, tym bardziej będziesz wolny. Dlatego właśnie uważam, że metoda jest dla każdego, ale nie każdy będzie chciał ją stosować. Ona odmieni Twoje życie i Ty decydujesz jak bardzo.

 

Do czego służy Metoda Ok, może tak być? i czym jest Okejownik?

Służy do rozwiązywania problemów natury emocjonalnej. Każdy taki problem u swojego podłoża posiada konflikt wewnętrzny. Jeśli go nazwiemy i umiejętnie go rozwiążemy to nieprzyjemne emocje nas opuszczają i pojawia się spokój. Okejownik to karteczka wielkości karty kredytowej, na której opisany jest najważniejszy krok Okejowania. Dzięki temu, że masz go przy sobie, w portfelu, kieszeni, torebce, zawsze masz dostęp do metody.

Sama obecność okejownika przypomina o pracy nad sobą. Kiedy ją zauważysz sięgając po portfel lub do kieszeni uświadamiasz sobie, że masz tak skuteczną metodę na swoje problemy, stres, napięcia czy obawy.

Liczy się oczywiście wola do pracy i zaangażowanie. Im bardziej świadomy jesteś, tym głębszą i mądrzejszą pracę zrobisz nad sobą. Moim zdaniem, niektórzy ludzie zawsze będą skazani na cierpienie z powodu ich oporu na zdobywanie wiedzy i stawanie się świadomymi. Nieświadomość to wygoda. Choć okupiona bólem, to jednak ludzie nie chcą z niej rezygnować. Wolą cierpieć i zrzucać winę na zewnątrz niż być odpowiedzialnymi za swoje emocje. Nie dziwię się. Sam kiedyś taki byłem.

Pamiętam jak w liceum jechałem autobusem do szkoły i miałem masę natrętnych myśli o tym, że zawsze już będę pewnie tak nieszczęśliwy i to wina wszystkich, rodziców, samego życia, kraju, wszystkiego! Potem dopiero po wielu latach, kiedy uwolniłem się od takich konfliktów zrozumiałem, że tyko ja odpowiadam za siebie i to nie jest nikogo obowiązek. Moje życie – moja sprawa.

Dzisiaj kocham tę odpowiedzialność. Jestem nią pochłonięty i dzięki temu żyję tym 24h. Jak każdy mam słabości, wątpliwości i doświadczam czasem nieprzyjemnych emocji, stresu, ale nigdy nie tracę tego poczucia odpowiedzialności za swoje emocje. Mam to głęboko wryte w mózg. To już automat. Dzięki temu stale wracam do równowagi nawet po najgorszych potknięciach osobistych. Wiem co mam robić i to robię. Rozumiem naturę emocji, konfliktu, organizmu, bólu. Nie winię go. Jestem z nim. Postępuję z nim należycie. Zdrowo. Dlatego czuje się emocjonalnie zdrowy i silny.

 

Mamy różne przekonania wobec świata: „Nie jestem dość dobry, wartościowy, nikt mnie nie kocha.” Jak zatem zaakceptować siebie samego?

Zacznę od tego, że według moich wniosków i doświadczeń, nie ma takiej czynności jak „zaakceptować” coś. Zakładanie, iż powinniśmy coś „zaakceptować” w pierwszym odruchu zrodzi stres wynikający z bezradności. Proszę czytelniku powiedz mi jak coś zaakceptować? Daj mi konkretną formułę!

Widzisz, nie możesz i nikt takiej nie da, ponieważ nie da się zaakceptować niczego, a jedynie osiągnąć „stan akceptacji”, na który pracuje się, który wypracowuje się. Zaczynamy od stanu tolerancji i to zazwyczaj niskiego, a potem w miarę pracy nad sobą, stosowanych technik, uświadomień, zmiany postawy, ta tolerancja rośnie. Kiedy mamy bardzo wysoką skalę tolerancji to problem nie dotyka już tak bardzo, ale jednak dotyka. Ludzie wtedy mylą tę wysoką tolerancję ze stanem akceptacji. Albo lepiej to wytłumaczę. Jeśli mamy problem i on jest w skali stresu 10/10 to większość z nas kiedy osiągnie poziom połowy czyli 5/10 skali stresu, to zaczyna mieć już większy dystans, odczuwalny dystans, a to tworzy podejście – „Zaakceptowałem już to”.

Prawda jest taka, że nie. Spadek cierpienia tworzy poczucie odzyskanej kontroli. Problem jest nadal w nas, tylko już mniejszy. Dlatego dobrze jest jednak osiągać stan akceptacji, czyli kiedy skala sięgnie poziomu 0/10.

To bardzo rzadki scenariusz biorąc pod uwagę tradycyjną formę terapii, ale dla Okejowania to norma. Moi klienci bardzo często osiągają stan akceptacji na swoje problemy, a to wiąże się z ogromnym spokojem, ulgą, bardzo obiektywnym spojrzeniem, zdrowymi wnioskami, energią do działania i wzrostem swojej samooceny. Tego właśnie nam potrzeba. Stanu akceptacji, który z biernością nie ma nic wspólnego. To właśnie tolerancja tworzy w nas bierność.

 

W czym może pomóc metoda Okejowania?

Wszędzie tam gdzie mierzymy się ze stresem, z problemami natury emocjonalnej, czy to ból przeszłości, czy stres aktualnych spraw, czy lęk o przyszłość. Przez silne zaburzenia lękowe, traumy czy stany depresyjne. Pomoże w każdym takim problemie. Da możliwość zabrać się za sprawy życiowe z dystansem i mądrością. Pamiętajcie, że stresując się czymś tylko do pewnego stopnia korzystamy z naszej inteligencji, bo jest mocno ograniczona wpływem stresu, a jeśli sam stres przekroczy pewien swoisty dla nas poziom, to wtedy zaczyna się problem z inteligencją czy pamięcią.

 

Jak możemy pracować nad emocjami?

Przede wszystkim zaczynamy od uświadomienia sobie tego, co czujemy. Potrzebujemy to określić solidnie. Złość, smutek, żal, lęk, wstyd, zazdrość, tęsknota itp. Musimy sobie wypowiedzieć co to jest dokładnie. To przecież podstawa w każdym procesie powrotu do zdrowia emocjonalnego.

Większość z nas nie umie nazwać tego co czuje! Tak długo bronimy się przed odczuwaniem bólu, że blokujemy się w chwili emocji, zamrażamy się. Efektem tego jest silny nawyk walki z emocjami oraz pustka, apatia. Pracujemy latami na silny odruch autoagresji w momencie czuwania emocji.

Takie osoby mają najtrudniej, kiedy decydują się w końcu na pomoc, ponieważ trzeba je otworzyć na odczuwanie, a to bardzo bolesne przy jednoczesnym pokazywaniu jak sobie z tym radzić.

Potem potrzebujemy przyznać się przed sobą z jakimi myślami, przekonaniami, wyobrażeniami, wspomnieniami połączona jest ta emocja. Mamy wtedy komplet. Samo zdefiniowanie emocji oraz myśli, z którą jest powiązana staje się dla nas ulgą. Coś zostało wreszcie zauważone, nazwane, wypowiedziane, już nie kisi się w naszym wnętrzu.

Kolejny krok to zastosowanie Metody Ok, może tak być!©, co spowoduje rozwiązanie konfliktu i ulgę.

Jeśli jednak nie znasz tak skutecznej metody to pozostają Ci standardowe drogi terapeutyczne i dłuższa droga powrotu do równowagi.

 

Jak przestać się porównywać z innymi?

Najpierw zadajmy sobie pytanie: „Dlaczego to robimy?” – po co? Odpowiedzi jest kilka.

Aby poczuć się lepiej, aby poczuć się gorzej, aby uciec od samego siebie. Porównywanie się jest objawem zaniżonej samooceny i robimy to aby spróbować ją podnieść, albo potwierdzić sobie swoją gorszą sytuację, zaniżając samoocenę jeszcze bardziej.

Jak przestać? Zacząć budować swoją zdrową samoocenę. Skupić się na sobie. Doceniać siebie. Ćwiczyć się w docenianiu innych. Ćwiczyć się w skupianiu uwagi na tym, na czym chcemy. Trening, trening, trening. Nie mniej będzie on daremny jeśli jednocześnie nie zgłębimy przyczyn oraz nie rozwiążemy ich. Jeśli nie rozwiążemy konfliktów wewnętrznych.

Droga Okejowania wygląda tak: Wypisz sobie dlaczego się porównujesz i Okejuj to. Możesz też w chwili porównywania się zatrzymać się (wiem, że to są silne automatyzmy, ale trzeba pracować nad tym) i zmierzyć z tym co się stanie, jeśli się nie będę porównywał. Dowiesz się szybko co jest z Tobą nie tak według Ciebie. Usłyszysz w głowie te wszystkie oceny na swój temat i krytyki na temat innych. Wypisuj namiętnie, bo tworzy się materiał do pracy. Po zastosowaniu metody będziesz czuł ulgę. Im lepiej zdefiniujesz swoje powody, tym lepszą pracę potem zrobisz. Jeśli będziesz miał z tym problem to zapraszam na sesję indywidualną!

 

Jak zaufać temu co nowe, wybierać zdrowe rozwiązania?

Zaufanie wypływa ze spokoju wewnętrznego. Im większy spokój, tym więcej miejsca na zaufanie samemu sobie. Brak spokoju rodzi poczucie braku kontroli nad sobą. Jak zatem wierzyć swoim wyborom? Musimy dążyć do równowagi emocjonalnej, a wtedy zaufanie przychodzi samo! Pewność, siła oraz zapał w gratisie.

Ufać nowemu to w istocie ufać samemu sobie, że cokolwiek mnie spotka w tym nowym, w związku z tym nowym to ja sobie poradzę. To jest moja definicja zdrowej samooceny. Wiem, że sobie poradzę, a wiem to bo tak czuję – znów spokój, który rodzi pewność.

 

Wstyd jak go pokonać?

Wstyd to głęboka emocja. Najczęściej rodzi się w domu rodzinnym pod wpływem aktów poniżania. Potem już robimy to sobie sami. Nasza bardzo uszkodzona samoocena, niska, chwiejna, powiedziałbym znikoma, będzie wiecznie czuła się winna oraz gorsza w porównaniu z innymi. Jeśli w domu była przemoc, uzależnienia to normalne, a raczej naturalne, że będziemy już od początku trenowali w sobie postawę chronienia wizerunku rodziny, siebie przez ocenami. Co ludzie pomyślą jeśli dowiedzą się prawdy!? Jeśli prawda o mnie wyjdzie na jaw to każdy mnie odrzuci, a przy tym skrzywdzę moją rodzinę!

Bywa też, że to nasza rodzina wręcz wpędza nas w poczucie winy oraz straszy nas, że jeśli ujawnimy to, co dzieje się w czerech ścianach to nas porzuci, że nie poradzimy sobie bez niej… Dramat goni dramat. Jak być normalnym?

 

Jak osiągać spokój wewnętrzny?

Rozwiązać tyle konfliktów wewnętrznych ile jesteśmy tylko w stanie w kwestii, która spędza nam sen z powiek. Moje doświadczenia pokazują, że już przekroczenie 50% konfliktów w danej sprawie, czyli rozwiązanie ich radykalnie zmienia myślenie, zaprowadza większy spokój. Nie ma co dążyć do ideałów, nie będziemy święci i nie będziemy bez ciężarów, ale możemy ich mieć zdecydowanie mało dzięki mądrej i systematycznej pracy nad swoimi emocjami. Im częściej będziemy osiągali stan akceptacji względem czegoś tym lepiej. Zmienia to nas głęboko. Zakładam, że zmienia silnie mózg.

Jedyne co w życiu jest gwarantowane to praca nad sobą. Tak działa przyroda. Coś się dzieje i musisz się zaadaptować, a jak stawiasz opór to sytuacja obraca się przeciwko Tobie. Zawsze traktuj wszystko co Cię spotyka jako szansę do rozwoju. Wiem, to banalne i takie oklepane tak mówić, ale weź zaprzecz, że to postawa godna uwagi, szacunku i każdy by tak chciał zamiast gnić w syfie problemów oraz narzekania.

Warto zmieniać coś w sobie, aby zmiany w życiu były naturalne – inaczej mamy w środku bałagan, a jak coś mimo bałaganu uda nam się zmienić, to potem sami potrafimy to niszczyć lub nie doceniać. Nawet poukładany, w pojawiających się kryzysach, masz szansę podnieść się szybciej i iść dalej. Osoba niepoukładana podda się, albo będzie szła kosztem zdrowia, innych, życia.

 

Czy trzonem rozwiązania wszelkich problemów  jest akceptacja i miłość do samego siebie?

Tak, tylko trzeba zrozumieć czym akceptacja jest w istocie. Trochę odpowiedziałem na to pytanie wcześniej. Akceptacja jest stanem, a nie czynnością, a zatem my dążymy do stanu akceptacji poprzez różne ścieżki pracy nad sobą. Kiedy w końcu osiągnęliśmy ten stan, to jest to równoznaczne z tym, że odczuwamy miłość. Te dwie rzeczy są bardzo blisko z jedną różnicą. Miłość to stan, który potrafi dodać siły i motywacji do pracy nad sobą, by sięgnąć stanu akceptacji. Jest ponadczasowa, ponademocjonalna według mnie, a to znaczy, że nie trzeba czuć miłości, aby ją mieć bo to raczej wybór. Może nam być fatalnie z samym sobą, ale jeśli darzysz siebie miłością mimo wszystko, to będziesz szedł dalej. Miłość jest mimo czegoś, mimo wszystko, a nie z powodu czegoś i wszystkiego. Stan akceptacji jednak to stan braku tolerancji, czyli kiedy nie ma już bólu i aby go osiągnąć ból musi zniknąć.

Miłość może pomagać w osiąganiu stanu akceptacji. Zaś stan akceptacji, pozwala głębiej poczuć miłość. Dlaczego? Dlatego, że łatwiej otworzyć się na uczucie miłości jeśli nie walczymy, nie boimy się i nie posiadamy żalu za przeszłość. Można jej zaznać głębiej. Nie jest łatwo kochać siebie cierpiąc, a już bardzo trudno jest ją poczuć, kiedy sami sobie to cierpienie zadajemy przez nasze autoagresywne mechanizmy. Stan akceptacji pozwala poczuć miłość w pełni. Miłość natomiast pozwala nie rezygnować z pracy nad sobą, aby ten stan osiągać.

Zarówno miłość jak i stan akceptacji są celem, drogą, sposobem i fundamentem rozwiązywania problemów. Kiedy mamy stan akceptacji to jesteśmy ponad problemem, a z pomocą miłości ta droga jest lżejsza.

 

Czy źródłem tego jak przeżywamy nasze problemy jesteśmy my sami?

Problemem może być sprawa, którą trzeba rozwiązać w logiczny sposób w życiu albo to jak się czujemy w związku z jakąś sprawą. Uczucia powstają w nas. Nie są dostarczane jak wirus z otoczenia do naszego wnętrza. Dlatego cokolwiek czujemy jest to wynik tego co stworzy nasz organizm. Jego decyzja jest dyktowana jego intencjami. Jeśli chce zaalarmować o możliwości zagrożenia to zareaguje stresem, bólem, cierpieniem, aby zwrócić naszą uwagę na problem. Zatem skoro on tworzy w zasadzie pojęcie problemu to też sam to pojęcie może unieważnić.

Jak wytłumaczysz to, że coś nagle staje się dla Ciebie wielkim problemem, a po chwili już nim nie jest? Masz trudną sprawę do rozwiązania, cierpisz, stresujesz się, ale jak już ją rozwiążesz lub los to zrobi za Ciebie to obciążenie emocjonalne znika. To organizm decyduje co jest problemem i dlaczego, a co nie jest – my jedynie próbujemy zrozumieć jego reakcje, które czasem określamy za bezsensowne i irracjonalne. Dlatego uważamy siebie za wariatów, że coś jest z nami nie tak, inni tak nie mają, inni nie mają tylu problemów, żyją jakby w spokoju. Tak, bo ich organizm nie dostrzega tylu zagrożeń w miejscach, sytuacjach, wizjach przyszłości, w  których nasz organizm je dostrzega.

Jeśli pomożesz swojemu organizmowi przejrzeć na oczy i on zrozumie, że jego reakcje są na wyrost, to cierpienie Cię opuści niezależnie od tego ile to już trwa i jak to jest w Twoim mniemaniu wielkie, głębokie. Problem to jedynie konflikt. Jeśli zostanie rozwiązany to po sprawie, a Ty będziesz zdziwiony myśląc „dlaczego to było dla mnie takim wielkim problemem?!”.

To nie nasza wina, że nasz organizm tak reaguje, lecz nasza odpowiedzialność co zrobimy z tymi reakcjami.

 

Skąd bierze się nasze cierpienie?

Odpowiedziałem na to w poprzednim pytaniu, ale rozwinę bardziej.

Cierpienie bierze się z niezależnych od naszej woli reakcji organizmu na wyobrażenia związane z życiem. Jeśli w wyobrażeniu, czy nazywając to inaczej „interpretacji”, dostrzeże zagrożenie dla swojego bytu to od razu zareaguje stresem. Im bardziej według niego prawdopodobna wizja, tym mocniejsza reakcja.

Im bardziej wrażliwy organizm, bardziej neurotyczny, tym mocniej i szybciej reaguje choćby na zalążek zagrożenia.

Niektórzy z nas byli tresowani latami od dziecka reagować cierpieniem w domu rodzinnym od wpływem przemocy fizycznej czy psychicznej, lub doznawali silnych traum, które mocno wpływały na samoocenę. Tak przygotowany organizm funkcjonuje w ciągłej gotowości do obrony przed zagrożeniem. Nieustannie myśli w kategoriach zagrożeń. To bardzo silny nawyk, to wręcz ukształtowany pod zagrożenia właśnie układ nerwowy i cały mózg.

Bardzo trudno jest to zmienić i trwa latami, ponieważ taka osoba nie zna spokoju. Musi się go uczyć na nowo. Nie zna spokojnych myśli, pogodnych, pełnych ciekawości życia i świata. Oczywiście Okejowanie bardzo w tym pomaga i dzięki tej metodzie można niebotycznie skrócić czas pracy, drogi do osiągnięcia tego celu.

Mam to w doświadczeniu. Dobrze poprowadzona przeze mnie osoba, zdeterminowana osoba, w przeciągu od pół roku do roku czasu staje się jednostką totalnie działającą na innym paliwie w życiu. Nie jak dotychczas na lęku, ale na spokoju wewnętrznym.

 

Jak poradzić sobie z przeszłością?

Przeokejować ją! Możesz analizować ją, wracać do niej, próbować rozumieć, ale to moim zdaniem strata czasu. Może kiedyś Twój poziom tolerancji podniesie się na tyle, że będziesz czuł dystans, ale pełnej ulgi nie poczujesz bez osiągnięcia pełnego stanu akceptacji, a to moim zdaniem na ten moment może zapewnić tylko metoda w tak krótkim czasie, w tak zdrowych efektach.

Krok pierwszy to opisanie co się konkretnie stało. To muszą być stwierdzenia faktów. Potem nazywamy co czujemy, określamy siłę, stosujemy metodę i cieszymy się spokojem, dystansem, wolnością. Dziwimy się, a jednocześnie doceniamy efekty. Czujemy spokój. Nie musimy już myślami wracać do tego co było, już samo nie wraca.

 

Jak rozpoznać czy coś akceptować, a co nie?

Jeszcze raz zwracam uwagę, że nie ma czynności akceptowania. Są czynności doprowadzające do stanu akceptacji, która nie może być większą lub mniejsza, bo większa lub mniejsza może być jedynie tolerancja. Akceptacja to stan kiedy nie boli.

Dlatego wymagać od siebie stanu akceptacji,  kiedy go nie mamy na coś to moim zdaniem znęcanie się nad sobą.

Pytanie jest czy tolerować coś czy nie!? Doprowadzać coś do stanu akceptacji czy nie?? Jeśli chcesz tolerować to proszę bardzo! Licz się jednak z tym, że tolerując coś nadal cierpisz. Nie chcesz tolerować czegoś? W porządku, ale wtedy rób coś z tym, zmieniaj to w życiu, wykluczaj ze swojego życia, a już na pewno osiągaj na to niezależność emocjonalną bo to zdrowe! Nie chcesz tolerować, ale nic nie możesz zrobić, zmienić, wpłynąć? Lipa, ale masz wyjście! Osiągnij stan akceptacji na to. Poczujesz ulgę. Kto wie, może właśnie wtedy wpadnie nowe, lepsze rozwiązanie, gdyż analiza nie będzie z tego samego poziomu co problem.

Ja zalecam zawsze i wszędzie, na wszystko jeśli to możliwe psychicznie osiągać stan akceptacji bo to samo zdrowie, niezależność emocjonalna, większa inteligencja oraz kreatywność. Spokój niesie ze sobą potężny rozwój i jakość życia.

 

Czy to źle odmawiać ludziom?

Mówiąc komuś nie, kiedy to spójne z Tobą, mówisz sobie samemu tak. To zdrowie. Zgadzając się na coś często mówimy sobie samemu nie. To szkodliwe. Dbajmy o siebie. Jeśli czegoś nie chcesz to mów to, a jeśli czegoś chcesz to tak samo komunikuj to. Bywa, że to trudne, ale tylko wtedy, kiedy nie wiemy czego chcemy.

Zbyt często bierzemy na siebie za dużą odpowiedzialność emocjonalną za życie i emocje drugiego człowieka. Mamy do tego tendencje jeśli byliśmy wychowywani w manipulacji emocjonalnej. Wtedy nie umiemy rozróżnić kiedy zadowolenie kogoś jest naszym zadowoleniem, a kiedy jest działaniem przeciwko naszym potrzebom. Trzeba nauczyć się to rozpoznawać.

Mówić nie to dbać o siebie. Tak samo mówić tak komuś też może być dbaniem o siebie.

 

Dlaczego Okejwoanie jest tak skuteczne?

Bo opiera się na naturalnych mechanizmach, które występują w człowieku w każdej sekundzie życia. Metoda tylko pomaga organizmowi zobaczyć prawdę, spojrzeć obiektywnie na zagrożenie, dostrzec wzorzec, który jest ograniczający i rozwiązać go. Organizm sam tworzy ból emocjonalny i tylko organizm może go rozwiązać. My możemy jedynie stworzyć organizmowi odpowiednie warunki do tego, aby zechciał rozwiązać swój konflikt.

Na tym polega metoda; na tworzeniu odpowiednich warunków. Każda forma terapii na tym polega, ale nie każda tworzy tak precyzyjne i idealne warunki, bez zbędnego błądzenia i filozofowania.

 

Z jakimi problemami najczęściej zgłaszają się klienci?

Najczęściej chyba z lękiem przed przyszłością i zaburzeniami lękowymi. Problem samotności jest ogromny. Potem tematy związane ze związkami, pracą i rodzinne. Sporo jest osób ze stanami depresyjnymi. Przychodzą do mnie osoby z ogromnym ciężarem przeszłości. Na dobrą sprawę to każdy problem jest dobry dla metody, każdy gdzie powstają nieprzyjemne emocje, z którymi ktoś sobie nie radzi.

Wymień problem, a ja Ci powiem jak go rozwiązać przy pomocy metody. Uważam, że na ten moment nie ma ograniczeń w kwestii pracy nad emocjami czy przekonaniami, które z emocjami są silnie skorelowane.

Nie pracuję tylko z osobami chorymi psychicznie bo uważam, że to już temat na farmakologię oraz opiekę medyczną, typowo psychologiczną. To już nie kwestia wyleczenia, a nauczenia się życia z tym. Nie podejmuję się schizofrenii czy podobnych temu problemów.

 

Czy jest to praca z podświadomością?

Każda praca nad sobą jest pracą z podświadomością. To mechanizmy podświadome tworzą procesy myślowe oraz emocjonalne. Świadomość jedynie dostaje fragmenty tego wszystkiego, co powstaje nieświadomie. Praca nad sobą to współpraca tych obszarów. Jeden bodźcuje drugi. Jeden jest zależy od drugiego. Jeden nie poradziłby sobie bez drugiego.

 

W jaki sposób można nauczyć się metody?

Na kursie w największych miastach Polski oraz sesji indywidualnej online lub w Warszawie. W przyszłości chciałbym stworzyć serię kursów online z metody oraz wydać książkę, która w przystępny sposób pomaga czytelnikowi nauczyć się metody.

 

Kreatywność jest największa kiedy jesteśmy spokojni?

Zdecydowanie, ponieważ to właśnie wtedy mamy największy dostęp do swojej inteligencji oraz intuicji. Kreatywność według mnie to mądrość płynąca z naszych doświadczeń połączona z wizją celu oraz głosem intuicji i logiki. To połączenie wszystkich naszych wewnętrznych sfer. Szuka ujścia i pragnie się wyrazić w rozwoju, kreowaniu, budowaniu, ulepszaniu tego co już jest lub tworzeniu zupełnie nowych jakości w życiu.

 

Dlaczego pozwalamy sobą manipulować?

Dlatego, że boimy się. Kiedy lękamy się czegoś to łatwo jest proponować nam pewne rozwiązania, z których chętnie skorzystamy. Jeśli jeszcze ta osoba stworzy nam poczucie zaufania do siebie, troski, bezpieczeństwa to stajemy się ofiarami. Czujność jest bardzo wskazana kiedy jesteśmy ogarnięci wieloma nieprzyjemnymi emocjami przez dłuższy czas, ponieważ tracimy wtedy rozsądek.

Jeśli wyszliśmy z toksycznego domu, to tak samo nie znając spokoju wewnętrznego i nie posiadając zdrowych granic będziemy manipulowali innymi oraz będziemy sami poddawali się manipulacji.

Chcemy szczęścia, a szczęście objawia się zazwyczaj skrajnymi emocjami. Chcemy je zatrzymać. Chcemy łatwych, szybkich, wygodnym rozwiązań. Chcemy bezpieczeństwa, ale jednocześnie nie rozumiemy tego. Szukamy nie wiadomo czego i znajdujemy nie wiadomo co. Kiedy jesteśmy zagubieni to jesteśmy podatni na manipulację. Nie znamy siebie, uciekamy od samego siebie, a to prosta droga do życia w iluzjach. To te iluzje właśnie wykorzystują manipulatorzy, a my chętnie chcemy by nami manipulowano, bo uciekamy od odpowiedzialności za siebie i swoje życie.

Polecam bardzo mój podcast o manipulacji: https://www.youtube.com/watch?v=2G-7QpsMguY

 

Podobne przyciąga podobne – jak to rozumieć?

Ja to rozumiem tak, że dobieramy się w życiu pod względem emocjonalnym. Szukamy kogoś kto mniej więcej funkcjonuje na podobnym poziomie emocjonalnym, podobnej dojrzałości emocjonalnej. Osoba spokojna nie wejdzie w relacje z osobą rozchwianą, chyba, że będzie chciała jej pomagać. Najczęściej jednak kieruje nami według mnie poziom naszego bólu emocjonalnego, rozchwiania. Szukamy w innych ludziach remedium na nasze cierpienie, a ktoś inny chce stać się remedium na czyjeś cierpienie bo sam cierpi.

Czasem chcemy się dzielić szczęściem jakie w sobie mamy i poszukujemy kogoś do dzielenia się tym, ale to rzadkość. Większość ludzi poszukuje kogoś aby nie cierpieć, a nie dlatego by się cieszyć.

 

Skąd bierze się zazdrość?

Z lęku przed stratą i krzywdą. Boimy się utracić to co mamy lub zostać skrzywdzeni, wykorzystani, zawiedzeni. Mamy trudne doświadczenia za sobą, byliśmy już krzywdzeni czy traciliśmy coś cennego, kogoś cennego naszemu sercu. Nie chcemy powtórki i dlatego nasz organizm bez względu na to jakie są fakty dmucha na zimne i stawia nas w gotowości. Stajemy się podejrzliwi, ograniczamy zaufanie, stajemy się detektywami pragnącymi rozwiązać sprawę. Już nie tworzymy związku, ale raczej staramy się nie utracić związku doprowadzając jednocześnie do jego utraty.

Stajemy się złośliwi, agresywni, smutni i bezradni. Wiemy w środku, że jeśli ktoś będzie chciał nas opuścić to zrobi to, ale najgorszy scenariusz to taki, gdzie ktoś nam odbierze to co nasze. Lękamy się tego, ponieważ to nam powie, że nie jesteśmy dość dobrzy w takim razie. Czyli osoby zazdrosne według mnie mają poważny problem ze swoją samooceną.

Aby przestać być zazdrosnym trzeba odzyskać swoją samoocenę lub ją zbudować. Zazdrość to też objaw zbyt dużej zależności emocjonalnej, tej niezdrowej, toksycznej. Odrobina zazdrości jest naturalna. Przejawia się raczej w niepokoju. Natomiast silna przewlekła zazdrość to już moim zdaniem kwestia zaburzeń lękowych i jest tylko tego objawem.

Bywa też, że kogoś idealizujemy, mamy wyobrażenia na czyjś temat, a ta osoba realnie jest inna i ciągle te dwa obrazy do siebie nie pasują. Ciągle bywamy zawiedzeni drugą osobą i boimy się prawdy – dlatego nie dopuszczamy jej do siebie. Zazdrość tutaj będzie tylko walką o swoje iluzje.

 

Wspieram
Łukasz

Ps. Napisz do mnie jeśli chcesz skutecznej pomocy w swoich problemach! Kliknij TUTAJ



Dodaj komentarz

Click here to post a comment